poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Epilog

listopad 2013

-Weź zrób to jeszcze raz.-krzyknęłam i przygotowałam się do złapania idealnego momentu gdy mój model serwował.
-Zamęczysz mnie.-zaśmiał się z drugiego końca boiska Łomacz, który jak na profesjonalistę przystało wykonywał swoje zadanie perfekcyjnie.
-Nie marudź. Ostanie ujęcie.-podrzucił wysoko piłkę po czym uderzył w nią z całej siły.
-Mamy to!-krzyknęłam uradowana.
-Nareszcie.-w jego jęku też było słychać tą radość.
-Nie moja wina, że zostałeś na koniec, a koledzy Cię nie lubią i nie chcieli na Ciebie poczekać.-zaśmiałam się i zabrałam się za zbieranie całego sprzętu. W tym sezonie to ja wykonywałam zdjęcia do kalendarza i na inne gadżety z Lotosem. Taki to zaszczyt mnie kopnął. Grzesiek powlókł się do szatni, a ja dokończyłam sprzątanie. Stoliki, krzesełka i inne pierdoły to niech oni sobie sami sprzątają. Założyłam sweterek oraz płaszczyk i zabierając moje rzeczy wyszłam z hali. Mroźne powietrze listopada od razu mnie zaatakowało. Poprawiłam spadając torbę na ramieniu i wcisnęłam dłonie do kieszeni płaszczyka. Nienawidzę takiej pogody. Jeżeli już ma być zimno to niech chociaż pada śnieg. A nie jakaś taka nie wiadomo jaka jest ta pogoda. Było już grubo po dwudziestej więc wszędzie dookoła ciemno. Struż nawet nie włączył lamp na osiedlu. Leń! Jednak mimo to udało mi się trafić do mojej klatki. Pchnęłam ciężkie drzwi i od razu milej się zrobiło jak nie wiał ten okropny wiatr. Wbiłam kod i weszłam dalej. Mieszkanie na czwartym piętrze zdecydowanie wymaga użycia windy. Zwłaszcza po pracowitym i męczącym dniu. W windzie zaczęłam już rozpinać guziki płaszczyka i szukać kluczy. Wyszłam z mojego klaustrofobicznego pomieszczenia, do którego mam traumę od pewnego czasu i od razu automatycznie zapaliło się światło w holu.
-No i co tak razisz biednego człowieka po oczach?-odezwał się tak kochany przeze mnie głos. Od razu postawiłam na podłodze torbę i rzuciłam mu się na niego.
-Co ty tutaj robisz?-zapytałam wtulając głowę w jego szyję.
-Robię Ci niespodziankę.-zaśmiał się-Może jednak wejdziemy do środka i tak się należycie przywitamy?
-Jasne.-szybko rzuciłam i złapałam jego twarz w moje małe dłonie. Lekko potarłam kciukami jego policzki i mocno wpiłam się w jego usta. Szybko odwzajemnił pocałunek. Nasze języki zaczęły walczyć o dominację.
-Teraz możemy wejść.-powiedziałam kiedy skończyliśmy się całować. Złapałam jego dłoń i pociągnęłam w stronę drzwi. Szybko podniosłam upuszczone przeze mnie torby i otworzyłam drzwi. Bartek również wciągnął swoją małą walizkę. Odstawiłam je na szafkę przy wejściu po czym zdjęłam buty i płaszczyk. Bartek zrobił to samo i szybko pobiegł do łazienki. Parsknęłam pod nosem i sama poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę bo ten krótki spacerek trochę mnie zmroził i raczej będę musiała być żywa. W sumie to co on tutaj robi. Przecież klub na pewno nie dał mu od tak przylecieć do Polski. Usiadłam na krześle przy stole i czekałam aż czajnik da znać, że woda się ugotowała. W tym samym czasie do środka wszedł Bartek.
-Kocie co ty tutaj tak właściwie robisz?-zapytałam zaciekawiona przyglądając mu się gdy otwierał lodówkę. Wiecznie głodne zwierzę.
-Przyleciałem zrobić ci niespodziankę. Nie cieszysz się?-zapytał odwracając się i jedząc kabanosa.
-Cieszę się oczywiście, że się cieszę. Ale to raczej dziwne, że klub dał Ci tak po prostu wolne w środku sezonu.-powiedziałam wstając i wyciągając z lodówki garnek z moim ugotowanym wcześniej obiadem. Od razu mu się oczy zaświeciły.
-Dwa dni wolnego dostaliśmy po ostatnim zwycięstwie w Lidze Mistrzów. Więc od razu wieczorem postanowiłem przylecieć. Mieliśmy tylko poranny trening. Więc odwiedzam Ciebie i jeszcze do rodziców wpadnę, a że mówiłaś ostatnio jak rozmawialiśmy, że też musisz odwiedzić Wrocław to pojedziemy tam od razu jutro.
-Skąd masz samochód?-zapytałam biorąc kubek z magicznym płynem.
-Bo przecież ostatnim razem zostawiłem go u Kuby.-zamieszał w garnku z gulaszem.
-A no tak.-wyjęłam dwa talerze z szafki i postawiłam na stole-Mam rozumieć, że żołądek przywarł Ci do kręgosłupa?
-Dokładnie.-zaśmiał się. Zjedliśmy ciepły posiłek i razem posprzątaliśmy. Usiedliśmy na kanapie w salonie i raczyliśmy się lampką wina. Cały Kurek. Nie mógł nie przywieźć przecież włoskiego wina kiedy mnie odwiedza. Oparłam głowę wygodnie na jego klatce, a on odstawił nasze kieliszki na ławę. Film, który włączyliśmy był bardzo usypiający bo mimo wielkich chęci i podjęcia walki z moimi powiekami nie udało mi się wygrać. Opadły bezwładnie i odpłynęłam w krainę Morfeusza.

-Nareszcie dojeżdżamy.-westchnęłam zadowolona wyglądając zza okno.
-Chyba ktoś dawno tutaj nie był.-zaśmiał się Bartek i zatrzymał swój wielki samochód na światłach.
-Tak ostatni raz po ME tutaj byłam. To wcale nie tak dawno. No i niedługo znowu tutaj będę bo święta się zbliżają więc to grzech nie spędzić ich z rodzicami.-powiedziałam wyciągając okulary przeciwsłoneczne bo nareszcie wyszło słońca zza grubych chmur.
-Ciekawe jak tam klub da nam wolne jeżeli w ogóle da. Może jeden dzień chociaż albo dwa bo też bym chciał spędzić te święta z rodziną.-westchnął i ruszył dalej. Wyciągnęłam i jego okulary bo przecież nic nie powie, a oczy będzie mrużył i jeszcze nas zabije jak go oślepi to słońce i nie zauważy czegoś. Chociaż po tym samochodzie to musiałby czołg przejechać żeby go zgnieść. Po dwudziestu minutach byliśmy we wrocławskim mieszkaniu Bartka. Mieliśmy prosto jechać do Wałbrzycha gdzie teraz mieszkają rodzice Bartka ale on się uparł, że koniecznie musimy wstąpić bo przecież kwiatki musi podlać. Nie wiem po co mu kwiatki jak on tutaj mieszka może z miesiąc w ciągu roku jak tak zsumować te wszystkie dni takie jak ten. Powiedział, że nie muszę wysiadać z samochodu więc tylko przeszłam dwa kroki po parkingu żeby rozprostować kości po długiej podróży. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Mańki.
-Siema Ruda! Co jest?-zapytała od razu. To podobno ja mam nieskończenie wiele energii i jestem szalona.
-Siema Blondi! Wszystko w porządku. Jesteśmy we Wrocławiu z Bartkiem. Za chwilę ruszamy do Wałbrzycha do jego rodziców.-powiedziałam poprawiając grzywkę. Ona natomiast wydała z siebie dziwny pisk.
-Mój Boże! Jak ja się cieszę, że w końcu wam się ułożyło! Mówię Ci teraz będzie już tylko lepiej!
-Gorzej już być nie może bo było naprawdę beznadziejnie.-zaśmiałam się. Jednak coś tam na dnie mojego serca nadal bolało. Ruszyłam z powrotem w stronę samochodu bo Bartek wypadł z klatki schodowej.
-Oj było.-dołączyła do mnie-A zostajecie tam na noc czy wracacie i robimy jakiś wypad do klubu?
-Nie wiem co on zaplanował ale jeszcze jutro odwiedzamy moich rodziców, a potem odstawiam go na lotnisko i jestem znowu wolna.
-Powiem wszystko Kurasiowi!-zaśmiała się-To jak już się go pozbędziesz to masz do mnie wpaść, a teraz muszę kończyć. Pozdrów tego idiotę. Do zobaczenia. Pamiętaj teraz będzie już tylko lepiej!-serio kretynka.
-Pa.-wysłałam jej buziaka i rozłączyłam się. Zapięłam pas i uśmiechnęłam się pod nosem.
-Maryśka Cię pozdrawia.-powiedziałam odwracając wzrok w jego stronę.
-Oh jaki zaszczyt mnie kopnął.-zaśmiał się. W wesołej atmosferze dojechaliśmy do domu państwa Kurek. Wysiadłam i podeszłam do Bartka, który już dzwonił do drzwi. Zarówno jego jak i moi rodzice bardzo ucieszyli się na wiadomość, że znowu jesteśmy ze sobą. Cóż moje stosunki z rodzicami już od pewnego czasu są coraz lepsze. Drzwi otworzyła nam pani Kurek.
-Ohh Bartek! Lilianna!-od razu nas uściskała.
-Cześć mamo.-zaśmiał się Bartek kiedy kobieta wisiała mu na szyi i składała mamusiowate buziaki na jego głowie. Musiał się chłopak trochę zniżyć chociaż i tak nie tak bardzo jak wtedy kiedy chce mnie pocałować.
-Dzień dobry.-przywitałam się, a ona również mnie uściskała.
-Dobra chodźcie do środka. Tata pojechał po Kubę do szkoły bo są zwolnieni dzisiaj o dziesiątej nie wiedzieć czemu.-tak Bartek uznał, że wyjedziemy w środku nocy żeby móc spędzić tutaj jak najwięcej czasu-Macie szczęście bo upiekłam dzisiaj ciasto, a na pewno jesteście głodni.
-O tak.-powiedział Bartek, któremu od razu na słowo ciasto zaświeciły się oczy. Po pięciu minutach do domu wpadł Kuba wraz z panem Kurkiem. Znowu było witanie się. Kuba to w sumie niewiele wie o tym co przeszliśmy ale strasznie się cieszy, że Bartek teraz przyprowadza mnie, a nie Natalię. Nie omieszkał się tego nie powiedzieć zajadając się pysznym ciastem pani Iwony za co dostał porządnie od Bartka w głowę. Kochane rodzeństwo. Po wczesnym deserze my kobiety udałyśmy się do kuchni by zacząć gotować obiad. Podczas wspólnego gotowania udało mi się zdobyć przepis na to pyszne ciasto. Około trzeciej ktoś zadzwonił do drzwi. Pani Iwona wyszła z kuchni, a ja zostałam sama. Pilnowałam żeby nic nie wykipiało. Strasznie było tutaj brudno więc zaczęłam sprzątać przecież nie będę bezczynnie stać.
-Lilka chodź na chwilę.-powiedział najmłodszy Kurek wtykając głowę przez drzwi.
-Już idę.-powiedziałam myjąc ręce, a następnie wycierając je i zdejmując fartuszek. Weszłam do salonu i stanęłam jak wryta. Co tutaj się do cholery dzieje? Co tutaj robią moi rodzice? Dlaczego oni wszyscy są tak odświętnie ubrani? I dlaczego Bartek jest w garniaku? W moich oczach od razu stanęły łzy. Z szoku zakryłam dłonią usta i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Bartek podszedł do mnie cały się trzęsąc ze zdenerwowania i uklęknął przede mną. Wyciągnął z kieszeni małe, czerwone pudełeczko i otworzył je. W środku był piękny pierścionek.
-Lilianno czy wyjdziesz za mnie?-zapytał drżącym głosem, a ja pokiwałam głową bo nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Wsunął pierścionek na mój palec, a ja rzuciłam się na jego szyję. Wstał i zaczęliśmy się całować. Usłyszeliśmy głośne brawa. Oderwałam się od niego i patrząc się prosto w jego niebieskie tęczówki wyszeptałam.
-Kocham Cię.
-Kocham Cię.-powtórzył i ponownie mnie pocałował.

-Dlaczego dzisiaj?-zapytałam kiedy leżeliśmy już w łóżku. Oparłam brodę na jego klatce piersiowej i przyglądałam się jego twarzy.
-Bo tego samego dnia parę lat temu zapytałem się ciebie czy będziesz moją dziewczyną.-powiedział. Łał. Nigdy w życiu bym tego nie zapamiętała. Jak on to zrobił? Cóż Maryśka na pewno maczała w tym palce. Chociaż było to tak dawno to pamiętam ten moment jak przez mgłę. Jednak zaimponował mi tym. Jestem taka szczęśliwa, że mam u boku mężczyznę mojego życia. Za nic w świecie z nikim bym się nie zamieniła. Ja już się nacierpiałam swoje w życiu. Więcej nie zamierzam.
-Nigdy bym na to nie wpadała.-powiedziałam z uśmiechem na ustach.
-No widzisz. Jednak nie jestem takim ostatnim kretynem.-powiedział i złożył na moim ustach delikatny pocałunek.
-Jesteś.-zaśmiałam się-To się akurat nie zmieni do końca naszych dni.
-Pożałujesz tego Mała.-zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać. Od razu zaczęłam wić się jak opętana i błagać o litość.
-Kretyn.-podsumowałam jak tylko mi odpuścił.
-Kretynka.-odgryzł się i pokazał mi język.
-Kocham Cię.-zaśmiałam się.
-Kocham Cię.-znowu mnie pocałował.

listopad 2014

-Bartek ile razy Cię prosiłam żebyś nie pił prosto z butelki?-zapytałam i zgięłam się w pół. Cholera chyba nasze dzieci mają siłę po tatusiu bo jak kopną to wytrzymać nie idzie.
-Lilka co powiesz na to żeby przyjechali do nas nasi rodzice na święta?-zapytał winowajca siadając przy stole.
-Mamy jeszcze miesiąc do świąt ja bym wolała żeby nasze dzieci tak nie kopały i już bym chciała trzymać rękach, a nie w brzuchu.-powiedziałam ponownie chwytając się za mój pokaźnych rozmiarów brzuch ciążowy. Trudno żeby nie był pokaźnych rozmiarów jak za tydzień mam termin oraz noszę ciążę bliźniaczą.
-Na pewno tylko kopią?-zapytał nagle robiąc cały biały na twarzy.
-O mamusiu.-położyłam ponownie moje dłonie na brzuchu-W sypialni mam torbę. Jedziemy do szpitala ja rodzę.-przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami ale szybko się opanowałam. Być może to tylko fałszywy alarm. Wstałam i powoli doczłapałam się do przedpokoju gdzie założyłam buty i ubrałam się w kurtkę.

-Jakie maleństwa.-Kuba usiadł na naszym łóżku obok Filipka i Anastazji.
-Tak to już jest jak się ma niecały miesiąc.-zaśmiałam się i poczochrałam mu fryzurę. Bartek objął mnie swoimi długimi ramionami w pasie i pocałował w czubek głowy.
-Ale kiedyś urosną i będę mógł je zabawiać jako dobry wujek.-ucieszył się i dotknął delikatnie rączki Filipa. Moje maleństwa ubrane były odpowiednio Filipek w niebieskie, a Anastazja w różowe body. W końcu dzisiaj Wigilia, a my spędzamy ją w dużym rodzinnym gronie we Włoszech gdzie Bartek ma aktualnie kontrakt. Kocham go. Kocham moje kruszynki. Kocham całą moją rodzinę. Kocham życie. Mogę spokojnie powiedzieć, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie bo mam dla kogo żyć.

~ Ze szczęściem czasami bywa tak jak z okularami, szuka się ich, a one siedzą na nosie. ~
~ Phil Bosmans ~




Przepraszam za obsuwę ale nie miałam niestety czasu, a kiedy już chciałam dodać zepsuł mi się internet więc nie miałam najzwyczajniej  jak go dodać.
Ale dzisiaj już dodaję!
 
Chciałam Wam bardzo serdecznie podziękować za to, że tutaj byłyście, czytałyście, komentowałyście <3 Kocham Was najmocniej na świecie <3
Po raz ostatni napiszcie co sądzicie o całym blogu nie tylko o epilogu ;)


Pozdrawiam i całuję panna :*