poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Epilog

listopad 2013

-Weź zrób to jeszcze raz.-krzyknęłam i przygotowałam się do złapania idealnego momentu gdy mój model serwował.
-Zamęczysz mnie.-zaśmiał się z drugiego końca boiska Łomacz, który jak na profesjonalistę przystało wykonywał swoje zadanie perfekcyjnie.
-Nie marudź. Ostanie ujęcie.-podrzucił wysoko piłkę po czym uderzył w nią z całej siły.
-Mamy to!-krzyknęłam uradowana.
-Nareszcie.-w jego jęku też było słychać tą radość.
-Nie moja wina, że zostałeś na koniec, a koledzy Cię nie lubią i nie chcieli na Ciebie poczekać.-zaśmiałam się i zabrałam się za zbieranie całego sprzętu. W tym sezonie to ja wykonywałam zdjęcia do kalendarza i na inne gadżety z Lotosem. Taki to zaszczyt mnie kopnął. Grzesiek powlókł się do szatni, a ja dokończyłam sprzątanie. Stoliki, krzesełka i inne pierdoły to niech oni sobie sami sprzątają. Założyłam sweterek oraz płaszczyk i zabierając moje rzeczy wyszłam z hali. Mroźne powietrze listopada od razu mnie zaatakowało. Poprawiłam spadając torbę na ramieniu i wcisnęłam dłonie do kieszeni płaszczyka. Nienawidzę takiej pogody. Jeżeli już ma być zimno to niech chociaż pada śnieg. A nie jakaś taka nie wiadomo jaka jest ta pogoda. Było już grubo po dwudziestej więc wszędzie dookoła ciemno. Struż nawet nie włączył lamp na osiedlu. Leń! Jednak mimo to udało mi się trafić do mojej klatki. Pchnęłam ciężkie drzwi i od razu milej się zrobiło jak nie wiał ten okropny wiatr. Wbiłam kod i weszłam dalej. Mieszkanie na czwartym piętrze zdecydowanie wymaga użycia windy. Zwłaszcza po pracowitym i męczącym dniu. W windzie zaczęłam już rozpinać guziki płaszczyka i szukać kluczy. Wyszłam z mojego klaustrofobicznego pomieszczenia, do którego mam traumę od pewnego czasu i od razu automatycznie zapaliło się światło w holu.
-No i co tak razisz biednego człowieka po oczach?-odezwał się tak kochany przeze mnie głos. Od razu postawiłam na podłodze torbę i rzuciłam mu się na niego.
-Co ty tutaj robisz?-zapytałam wtulając głowę w jego szyję.
-Robię Ci niespodziankę.-zaśmiał się-Może jednak wejdziemy do środka i tak się należycie przywitamy?
-Jasne.-szybko rzuciłam i złapałam jego twarz w moje małe dłonie. Lekko potarłam kciukami jego policzki i mocno wpiłam się w jego usta. Szybko odwzajemnił pocałunek. Nasze języki zaczęły walczyć o dominację.
-Teraz możemy wejść.-powiedziałam kiedy skończyliśmy się całować. Złapałam jego dłoń i pociągnęłam w stronę drzwi. Szybko podniosłam upuszczone przeze mnie torby i otworzyłam drzwi. Bartek również wciągnął swoją małą walizkę. Odstawiłam je na szafkę przy wejściu po czym zdjęłam buty i płaszczyk. Bartek zrobił to samo i szybko pobiegł do łazienki. Parsknęłam pod nosem i sama poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę bo ten krótki spacerek trochę mnie zmroził i raczej będę musiała być żywa. W sumie to co on tutaj robi. Przecież klub na pewno nie dał mu od tak przylecieć do Polski. Usiadłam na krześle przy stole i czekałam aż czajnik da znać, że woda się ugotowała. W tym samym czasie do środka wszedł Bartek.
-Kocie co ty tutaj tak właściwie robisz?-zapytałam zaciekawiona przyglądając mu się gdy otwierał lodówkę. Wiecznie głodne zwierzę.
-Przyleciałem zrobić ci niespodziankę. Nie cieszysz się?-zapytał odwracając się i jedząc kabanosa.
-Cieszę się oczywiście, że się cieszę. Ale to raczej dziwne, że klub dał Ci tak po prostu wolne w środku sezonu.-powiedziałam wstając i wyciągając z lodówki garnek z moim ugotowanym wcześniej obiadem. Od razu mu się oczy zaświeciły.
-Dwa dni wolnego dostaliśmy po ostatnim zwycięstwie w Lidze Mistrzów. Więc od razu wieczorem postanowiłem przylecieć. Mieliśmy tylko poranny trening. Więc odwiedzam Ciebie i jeszcze do rodziców wpadnę, a że mówiłaś ostatnio jak rozmawialiśmy, że też musisz odwiedzić Wrocław to pojedziemy tam od razu jutro.
-Skąd masz samochód?-zapytałam biorąc kubek z magicznym płynem.
-Bo przecież ostatnim razem zostawiłem go u Kuby.-zamieszał w garnku z gulaszem.
-A no tak.-wyjęłam dwa talerze z szafki i postawiłam na stole-Mam rozumieć, że żołądek przywarł Ci do kręgosłupa?
-Dokładnie.-zaśmiał się. Zjedliśmy ciepły posiłek i razem posprzątaliśmy. Usiedliśmy na kanapie w salonie i raczyliśmy się lampką wina. Cały Kurek. Nie mógł nie przywieźć przecież włoskiego wina kiedy mnie odwiedza. Oparłam głowę wygodnie na jego klatce, a on odstawił nasze kieliszki na ławę. Film, który włączyliśmy był bardzo usypiający bo mimo wielkich chęci i podjęcia walki z moimi powiekami nie udało mi się wygrać. Opadły bezwładnie i odpłynęłam w krainę Morfeusza.

-Nareszcie dojeżdżamy.-westchnęłam zadowolona wyglądając zza okno.
-Chyba ktoś dawno tutaj nie był.-zaśmiał się Bartek i zatrzymał swój wielki samochód na światłach.
-Tak ostatni raz po ME tutaj byłam. To wcale nie tak dawno. No i niedługo znowu tutaj będę bo święta się zbliżają więc to grzech nie spędzić ich z rodzicami.-powiedziałam wyciągając okulary przeciwsłoneczne bo nareszcie wyszło słońca zza grubych chmur.
-Ciekawe jak tam klub da nam wolne jeżeli w ogóle da. Może jeden dzień chociaż albo dwa bo też bym chciał spędzić te święta z rodziną.-westchnął i ruszył dalej. Wyciągnęłam i jego okulary bo przecież nic nie powie, a oczy będzie mrużył i jeszcze nas zabije jak go oślepi to słońce i nie zauważy czegoś. Chociaż po tym samochodzie to musiałby czołg przejechać żeby go zgnieść. Po dwudziestu minutach byliśmy we wrocławskim mieszkaniu Bartka. Mieliśmy prosto jechać do Wałbrzycha gdzie teraz mieszkają rodzice Bartka ale on się uparł, że koniecznie musimy wstąpić bo przecież kwiatki musi podlać. Nie wiem po co mu kwiatki jak on tutaj mieszka może z miesiąc w ciągu roku jak tak zsumować te wszystkie dni takie jak ten. Powiedział, że nie muszę wysiadać z samochodu więc tylko przeszłam dwa kroki po parkingu żeby rozprostować kości po długiej podróży. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Mańki.
-Siema Ruda! Co jest?-zapytała od razu. To podobno ja mam nieskończenie wiele energii i jestem szalona.
-Siema Blondi! Wszystko w porządku. Jesteśmy we Wrocławiu z Bartkiem. Za chwilę ruszamy do Wałbrzycha do jego rodziców.-powiedziałam poprawiając grzywkę. Ona natomiast wydała z siebie dziwny pisk.
-Mój Boże! Jak ja się cieszę, że w końcu wam się ułożyło! Mówię Ci teraz będzie już tylko lepiej!
-Gorzej już być nie może bo było naprawdę beznadziejnie.-zaśmiałam się. Jednak coś tam na dnie mojego serca nadal bolało. Ruszyłam z powrotem w stronę samochodu bo Bartek wypadł z klatki schodowej.
-Oj było.-dołączyła do mnie-A zostajecie tam na noc czy wracacie i robimy jakiś wypad do klubu?
-Nie wiem co on zaplanował ale jeszcze jutro odwiedzamy moich rodziców, a potem odstawiam go na lotnisko i jestem znowu wolna.
-Powiem wszystko Kurasiowi!-zaśmiała się-To jak już się go pozbędziesz to masz do mnie wpaść, a teraz muszę kończyć. Pozdrów tego idiotę. Do zobaczenia. Pamiętaj teraz będzie już tylko lepiej!-serio kretynka.
-Pa.-wysłałam jej buziaka i rozłączyłam się. Zapięłam pas i uśmiechnęłam się pod nosem.
-Maryśka Cię pozdrawia.-powiedziałam odwracając wzrok w jego stronę.
-Oh jaki zaszczyt mnie kopnął.-zaśmiał się. W wesołej atmosferze dojechaliśmy do domu państwa Kurek. Wysiadłam i podeszłam do Bartka, który już dzwonił do drzwi. Zarówno jego jak i moi rodzice bardzo ucieszyli się na wiadomość, że znowu jesteśmy ze sobą. Cóż moje stosunki z rodzicami już od pewnego czasu są coraz lepsze. Drzwi otworzyła nam pani Kurek.
-Ohh Bartek! Lilianna!-od razu nas uściskała.
-Cześć mamo.-zaśmiał się Bartek kiedy kobieta wisiała mu na szyi i składała mamusiowate buziaki na jego głowie. Musiał się chłopak trochę zniżyć chociaż i tak nie tak bardzo jak wtedy kiedy chce mnie pocałować.
-Dzień dobry.-przywitałam się, a ona również mnie uściskała.
-Dobra chodźcie do środka. Tata pojechał po Kubę do szkoły bo są zwolnieni dzisiaj o dziesiątej nie wiedzieć czemu.-tak Bartek uznał, że wyjedziemy w środku nocy żeby móc spędzić tutaj jak najwięcej czasu-Macie szczęście bo upiekłam dzisiaj ciasto, a na pewno jesteście głodni.
-O tak.-powiedział Bartek, któremu od razu na słowo ciasto zaświeciły się oczy. Po pięciu minutach do domu wpadł Kuba wraz z panem Kurkiem. Znowu było witanie się. Kuba to w sumie niewiele wie o tym co przeszliśmy ale strasznie się cieszy, że Bartek teraz przyprowadza mnie, a nie Natalię. Nie omieszkał się tego nie powiedzieć zajadając się pysznym ciastem pani Iwony za co dostał porządnie od Bartka w głowę. Kochane rodzeństwo. Po wczesnym deserze my kobiety udałyśmy się do kuchni by zacząć gotować obiad. Podczas wspólnego gotowania udało mi się zdobyć przepis na to pyszne ciasto. Około trzeciej ktoś zadzwonił do drzwi. Pani Iwona wyszła z kuchni, a ja zostałam sama. Pilnowałam żeby nic nie wykipiało. Strasznie było tutaj brudno więc zaczęłam sprzątać przecież nie będę bezczynnie stać.
-Lilka chodź na chwilę.-powiedział najmłodszy Kurek wtykając głowę przez drzwi.
-Już idę.-powiedziałam myjąc ręce, a następnie wycierając je i zdejmując fartuszek. Weszłam do salonu i stanęłam jak wryta. Co tutaj się do cholery dzieje? Co tutaj robią moi rodzice? Dlaczego oni wszyscy są tak odświętnie ubrani? I dlaczego Bartek jest w garniaku? W moich oczach od razu stanęły łzy. Z szoku zakryłam dłonią usta i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Bartek podszedł do mnie cały się trzęsąc ze zdenerwowania i uklęknął przede mną. Wyciągnął z kieszeni małe, czerwone pudełeczko i otworzył je. W środku był piękny pierścionek.
-Lilianno czy wyjdziesz za mnie?-zapytał drżącym głosem, a ja pokiwałam głową bo nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Wsunął pierścionek na mój palec, a ja rzuciłam się na jego szyję. Wstał i zaczęliśmy się całować. Usłyszeliśmy głośne brawa. Oderwałam się od niego i patrząc się prosto w jego niebieskie tęczówki wyszeptałam.
-Kocham Cię.
-Kocham Cię.-powtórzył i ponownie mnie pocałował.

-Dlaczego dzisiaj?-zapytałam kiedy leżeliśmy już w łóżku. Oparłam brodę na jego klatce piersiowej i przyglądałam się jego twarzy.
-Bo tego samego dnia parę lat temu zapytałem się ciebie czy będziesz moją dziewczyną.-powiedział. Łał. Nigdy w życiu bym tego nie zapamiętała. Jak on to zrobił? Cóż Maryśka na pewno maczała w tym palce. Chociaż było to tak dawno to pamiętam ten moment jak przez mgłę. Jednak zaimponował mi tym. Jestem taka szczęśliwa, że mam u boku mężczyznę mojego życia. Za nic w świecie z nikim bym się nie zamieniła. Ja już się nacierpiałam swoje w życiu. Więcej nie zamierzam.
-Nigdy bym na to nie wpadała.-powiedziałam z uśmiechem na ustach.
-No widzisz. Jednak nie jestem takim ostatnim kretynem.-powiedział i złożył na moim ustach delikatny pocałunek.
-Jesteś.-zaśmiałam się-To się akurat nie zmieni do końca naszych dni.
-Pożałujesz tego Mała.-zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać. Od razu zaczęłam wić się jak opętana i błagać o litość.
-Kretyn.-podsumowałam jak tylko mi odpuścił.
-Kretynka.-odgryzł się i pokazał mi język.
-Kocham Cię.-zaśmiałam się.
-Kocham Cię.-znowu mnie pocałował.

listopad 2014

-Bartek ile razy Cię prosiłam żebyś nie pił prosto z butelki?-zapytałam i zgięłam się w pół. Cholera chyba nasze dzieci mają siłę po tatusiu bo jak kopną to wytrzymać nie idzie.
-Lilka co powiesz na to żeby przyjechali do nas nasi rodzice na święta?-zapytał winowajca siadając przy stole.
-Mamy jeszcze miesiąc do świąt ja bym wolała żeby nasze dzieci tak nie kopały i już bym chciała trzymać rękach, a nie w brzuchu.-powiedziałam ponownie chwytając się za mój pokaźnych rozmiarów brzuch ciążowy. Trudno żeby nie był pokaźnych rozmiarów jak za tydzień mam termin oraz noszę ciążę bliźniaczą.
-Na pewno tylko kopią?-zapytał nagle robiąc cały biały na twarzy.
-O mamusiu.-położyłam ponownie moje dłonie na brzuchu-W sypialni mam torbę. Jedziemy do szpitala ja rodzę.-przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami ale szybko się opanowałam. Być może to tylko fałszywy alarm. Wstałam i powoli doczłapałam się do przedpokoju gdzie założyłam buty i ubrałam się w kurtkę.

-Jakie maleństwa.-Kuba usiadł na naszym łóżku obok Filipka i Anastazji.
-Tak to już jest jak się ma niecały miesiąc.-zaśmiałam się i poczochrałam mu fryzurę. Bartek objął mnie swoimi długimi ramionami w pasie i pocałował w czubek głowy.
-Ale kiedyś urosną i będę mógł je zabawiać jako dobry wujek.-ucieszył się i dotknął delikatnie rączki Filipa. Moje maleństwa ubrane były odpowiednio Filipek w niebieskie, a Anastazja w różowe body. W końcu dzisiaj Wigilia, a my spędzamy ją w dużym rodzinnym gronie we Włoszech gdzie Bartek ma aktualnie kontrakt. Kocham go. Kocham moje kruszynki. Kocham całą moją rodzinę. Kocham życie. Mogę spokojnie powiedzieć, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie bo mam dla kogo żyć.

~ Ze szczęściem czasami bywa tak jak z okularami, szuka się ich, a one siedzą na nosie. ~
~ Phil Bosmans ~




Przepraszam za obsuwę ale nie miałam niestety czasu, a kiedy już chciałam dodać zepsuł mi się internet więc nie miałam najzwyczajniej  jak go dodać.
Ale dzisiaj już dodaję!
 
Chciałam Wam bardzo serdecznie podziękować za to, że tutaj byłyście, czytałyście, komentowałyście <3 Kocham Was najmocniej na świecie <3
Po raz ostatni napiszcie co sądzicie o całym blogu nie tylko o epilogu ;)


Pozdrawiam i całuję panna :*

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdizał 15

Wzięłam długą kąpiel, a następnie ubrałam się w spódnicę i sweterek. Na nogi wrzuciłam Conversy i zabierając telefon zjechałam windą do restauracji. Z racji tego, że mieszkali tutaj siatkarze wszystko w było pod nich przyszykowane. Obsługa restauracji czekała tylko aż pojawią się wygłodniali i rzucą się na jedzenie. Musiałam się sprężać żeby przypadkiem mnie nie staranowali gdy będą jak te dzikie koty atakować swoją ofiarę. Na czas trwania ME restauracja bardziej przypominała stołówkę, na której podchodziło się do okienka i dostawało się ciepły posiłek. Inne menu dla reprezentacji Polski, inne dla Włochów, a jeszcze inne dla normalnych gości. Podeszłam do miejsca, w którym wydawano porcję i wzięłam co mi się należało. Nie wiem czy porcja pierogów to najlepszy pomysł na noc ale mój żołądek natychmiast musi się czymś posilić. Zdawałam sobie sprawę, że dzisiejsza noc nie będzie normalna. Siedziałam sobie i powoli przeżuwałam pyszne jedzonko. Co jak co ale tutejszy kucharz wie jak zadowolić podniebienie głodnego człowieka. Kiedy już zbierałam się do wyjścia usłyszałam głośny śmiech na korytarzu i już po chwili w oczom ludzi zgromadzonych w restauracji ukazali się dwumetrowcy obydwóch reprezentacji. Skończyła się moja spokojna kolacja.
-Lilka! Lilka!-usłyszałam wołającego mnie jednego z Włochów. Ten charakterystyczny akcent na końcu świata rozpoznam. Podniosłam się i odniosłam moje rzeczy do okienka.
-Słucham?-zapytałam grzecznie uśmiechając się do nich szeroko. Już na hali pokazali mi jak trzeba się cieszyć nawet z trzeciego miejsca ale tak mi się wydaje, że to był tylko zalążek ich możliwości. Dopiero teraz zacznie się prawdziwe świętowanie.
-Koniecznie musisz do nas przyjść! Będzie impreza!-Ivan chyba chciał mnie zabić tak wymachiwał tymi swoimi łapami.
-Oczywiście, że wpadnę.-wyszczerzyłam się jeszcze szerzej, jeżeli w ogóle tak się da-Tylko może najpierw zjedzcie.
-Tak jest!-zasalutowali, a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Grzeczne dzieci. Do zobaczenia na imprezie!-ruszyłam w stronę drzwi ale daleko nie zaszłam bo trafiłam na naszych chłopaków patrz: Zibi, Kuba, Wrona i Drzyzga.
-Dlaczego nas zdradzasz z Włochami i to z nimi będziesz świętować?!-od razu naskoczył na mnie Zbyszek.
-Bo mnie zaprosili.-chciałam ich wyminąć ale mi zagrodzili drogę.
-Ale wpadniesz i do nas?-zapytał Andrzej robiąc minę szczeniaczka.
-Jasne, że tak. Jak uda mi się do Was dotrzeć o własnych siłach to nawet się z tobą Andrzejku napiję.-poklepałam go po ramieniu.
-Ej, ej! Ty Mała nie pijesz!-szybko zareagował Kuba, który wcześniej namiętnie wpatrywał się w telefon.
-Kto nie pije ten nie pije. Kto jest mały ten jest mały. Ale ja na pewno nie zaliczam się do tych pierwszych. Jeżeli mam świętować to po całości.-puściłam mu oczko po czym wyszłam z restauracji i zawołałam windę. Drzwi rozsunęły się już po sekundzie. Chwila i byłam w swoim pokoju. Kuba ma rację, że nie powinnam pić no ale raz na jakiś czas człowiek może się wyluzować i trochę popłynąć. Zwłaszcza, że jest okazja i to nie byle jaka. Zmieniłam sweterek na bluzkę na ramiączka po czym wkasałam ją do spódnicy. Włosy zebrałam starannie w wysokiego koczka po czym poprawiłam makijaż. Usta przeciągnęłam czerwoną szminką i pomalowałam oczy nakładając tusz na rzęsy i cienie na powieki. Uznałam, że gdy usłyszę muzykę to dopiero wtedy się do nich wybiorę bo przecież nie będę sterczeć tak sama na tym korytarzu i czekać aż oni łaskawie się pojawią. Wyjęłam mojego laptopa i zaczęłam zgrywać zdjęcia. Powiedziałam Danieli, że wszystkie zdjęcia pojawią się jutro więc muszę się za to jak najszybciej zabrać. Siedziałam tak wykonując najmniej lubiany moment mojej pracy aż w końcu usłyszałam pukanie do drzwi. Zapisałam wszystkie zmiany i poszłam otworzyć drzwi. Moim oczom ukazał się Daniel. Co on tutaj do cholery robi?
-Cześć. Nie obudziłem Cię?-zapytał szeroko się uśmiechając.
-Cześć. Nie obudziłeś. Przerwałeś pracę.-zaśmiałam się i wpuściłam go do środka.
-No cóż mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
-Pomyślę.
-Przyszedłem Ci oddać sweterek bo zostawiłaś na hali. Szukałem Cię ale nie mogłem znaleźć najwidoczniej wyszłaś wcześniej. Więc uznałem, że przyniosę go tutaj.
-O dzięki. Właśnie się tak zastanawiałam, że czegoś mi brakuje gdy wracałam z hali. Dziękuję.
-Do usług.-uśmiechnął się pogodnie i podał mi moją zgubę-Idziesz na górę balować?
-Tak. Na kolacji mnie pozapraszali ale najpierw skończę to co zaczęłam bo nie lubię zostawiać sobie tego tak rozpoczętego.
-W takim razie życzę udanej zabawy i miłej pracy.-otworzył drzwi i już praktycznie cały za nimi zniknął kiedy podeszłam bliżej i tak po prostu go przytuliłam.
-Dziękuję.-powiedziałam. Byłam pewna na 100%, że wiedział za co mu tak naprawdę dziękuję. Oderwałam się od niego, a on puścił mi oczko i ruszył w kierunku windy. Zamknęłam drzwi i wróciłam do mojej pracy. Uznałam, że dodam jeszcze zdjęcia z meczu o 3. miejsce, a finał i dekorację zostawię sobie na jutro. Szybko skończyłam moją pracę i poszłam trochę się zabawić. Obsługa hotelowa i wszyscy goście podobno zostali powiadomieni, że będzie porządna impreza więc nic dziwnego, że nikt się nie pluł o to, że muzyka gra tak głośno, że pewnie słychać ją daleko na dworze. Od razu wpadłam w ramiona tańczącego Dragana na korytarzu. Miał na głowie koronę z papieru. Był bez koszulki w samych spodenkach i klapkach. W jednej z dłoni trzymał butelkę.
-Pij Mała! Pij! Bo jest za co!-wydarł się mimo że stałam obok niego. Wzięłam od niego butelkę i napiłam się z gwinta. Trudno. W razie czego odwiozą mnie do szpitala gdyby coś się miało wielkiego stać. Szybko wkręciłam się w imprezę i po kolejnej kolejce zaczynało mi lekko szumieć w głowie. Jednak zdawałam sobie sprawę, że muszę iść jeszcze do Polaków bo się obrażą jak do nich nie wpadnę i nie po świętuję razem z nimi. Udało mi się jakoś wymknąć niezauważoną z piętra Włochów. W sumie nie było to trudne bo byli już trochę spici. W końcu zaczęli zdecydowanie wcześniej niż ja. Piętro wyżej windą i jestem wśród swoich. W głośnikach leciał polski hip-hop. Wszystkie drzwi były pootwierane. Na korytarzu było małe pobojowisko. Znalazłam nie otworzoną jeszcze butelkę czystej więc wzięłam ją i rozprawiłam się z nią po czym znalazłam chłopaków pijących w jednym z pokoi.
-Może ktoś ma ochotę się ze mną napić?-zapytałam podnosząc do góry butelkę. Po czym przyłożyłam ją do ust i przechyliłam pociągając spoty łyk. Cóż impreza z Polakami była naprawdę ciekawa. Szaleństwo, szaleństwo i jeszcze raz szaleństwo. Nie byłam jedyną panią w towarzystwie bo panowie pozapraszali swoje drugie połówki. Przystopowałam z piciem bo wystarczająco wypiłam z Włochami. Tańcząc z Kubą, który jest zajebistym tancerzem od zawsze, wpadliśmy na inną parę.
-O przepraszamy!-krzyknął Kuba, inaczej się nie dało porozumiewać niż przez krzyk zwłaszcza, że parkiet był na korytarzu, na którym didżej Winiar puszczał najlepsze hity.
-Nic się nie stało.-odkrzyknęła mu jego żona, która tańczyła z Bartkiem.
-O Aga! No to odbijamy!-Rudy od razu zbystrzał gdy tylko zobaczył swoją żonę. Zakochany wariat. Porwał ją i zniknęli za którymiś drzwiami. Spojrzałam na Kurka, który wyciągnął do mnie dłoń. Chyba alkohol trochę mi pomógł bo po chwili wahania poddałam mu moją dłoń, a on ją delikatnie uścisnął i zaczął zataczać kółka kciukiem. Zaczął iść w kierunku pokoju, w którym był alkohol. Chwycił pierwszą z brzegu pełną butelkę i dalej mnie za sobą ciągnąc ruszył w kierunku windy, którą zawołał. Wsiedliśmy do środka i wybrał ostatnie piętro. Nadal trzymał moją dłoń. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem przez cały ten czas. Kiedy wysiedliśmy z windy stanęliśmy przed drzwiami na dach. Zdziwiłam się lekko ale nie miałam wyboru. Na zmianę decyzji było za późno mogłam nie podawać mu swojej dłoni i wtedy nie stałabym tutaj gdzie teraz stoję. Wyszliśmy na dwór, a w nasze rozgrzane ciała uderzyło zimne powietrze. Przeszedł mnie dreszcz. Przygryzłam dolną wargę po czym rozejrzałam się dookoła. Moim oczom ukazała się przepiękna panorama Kopenhagi nocą. Wolną dłonią zakryłam sobie usta z zachwytu. Kiedy już oderwałam wzrok od tego pięknego widoku przeniosłam go na Bartka, który za to wpatrywał się we mnie z delikatnym uśmiechem. Puścił moją dłoń po czym otworzył butelkę. Przechylił ją i pociągnął łyk whisky. Następnie podał ją mi.
-Na odwagę.-powiedział, a ja poszłam w jego ślady i napiłam się. Podszedł do jednego z kominów i usiadł na nim luźno zwieszając nogi. Na początku zawahałam się ale poszłam w jego ślady i usiadłam obok niego. Czułam się jak tani sobowtór powtarzający każdy jego ruch.
-Tak sobie myślałem-zaczął patrząc się przed siebie-że w sumie to życie jest do dupy. Po czym przychodziła kolejna myśl, że jednak życie jest zajebiste. Kiedy wyjechałem do Rosji uświadomiłem sobie, że jednak nie mam nic oprócz siatkówki. Cały czas czegoś brakowało. Cóż tego brakowało mi też podczas życia w Bełchatowie gdzie otaczali mnie sami życzliwi ludzie. Brakowało mi tego czegoś dopóki nie zobaczyłem twojej rudej czuprynki. Tych twoich przepięknych niebieskich oczu. Nie usłyszałem twojego cudownego śmiechu. Jednak to nie były te same niebieskie oczy co przed paroma laty. Teraz były chronione przez jakiś mur. Ścianę łez, która tylko uwydatniała ich kolor. Śmiech też nie ten sam. Jakby wymuszony. Jedyne co się nie zmieniło to twoje rude włosy. Na siłę próbowałem pokazać Ci, że kocham Cię jak nikogo innego na tym świecie. Ale ty mnie nienawidzisz. Masz do tego jak najbardziej prawo. W sumie to nie dziwię Ci się. Tylko, że ja to chyba bym nigdy więcej nawet nie chciał patrzeć na taką dziewczynę. A ty siedzisz teraz tutaj obok mnie. Słuchasz tych marnych słów. Pewnie zastanawiasz się co ja sobie w ogóle wyobrażam. Właściwie to ja nie wiem co sobie wyobrażam. Ale tak czy inaczej. Przepraszam.-siedziałam jak zamurowana patrząc się w jego twarz gdy wypowiadał te słowa. Taka spokojna, pokerowa twarz. Jednak gdy przerwał, odwrócił ją w moją stronę i dostrzegłam w jego oczach łzy.
[POSŁUCHAJ] 
-Bartek..-zaczęłam wręcz szeptem, przyłożyłam dłoń do jego policzka i starłam kciukiem jego słoną łzę-Bartek ja, ja-zaczęłam się jąkać, mój głos był coraz bardziej słaby i ledwo co słyszalny, a w oczach gromadziły mi się łzy-Ja Cię kocham.-opuściłam głowę, a łzy zaczęły kapać jak oszalałe, wzięłam głęboki oddech i ponownie na niego spojrzałam-Tak. Kocham Cię.-teraz na moje usta wdarł się jeszcze uśmiech, Bartek siedział zszokowany z lekko rozchylonymi ustami. Wstałam podbiegłam do jednego z krańców dachu i głośno krzyknęłam-Kocham go! Po prostu go kocham!-odwróciłam się i od razu wpadałam w mocne ramiona Bartka.
-Kocham Cię.-wyszeptał przykładając swoje czoło do mojego.
-Kocham Cię.-powtórzyłam i wpiłam się w jego usta. Nasz pocałunek był zachłanny i namiętny. Była w nim cała tęsknota, smutek, żal, rozpacz, miłość, radość i wszystkie emocje jakie zbierały się w naszych sercach i głowach. Kiedy już się od siebie oderwaliśmy przyłożyłam ucho do jego klatki piersiowej, a on delikatnie musnął czubek mojej głowy.
-Serce Ci bije.-powiedziałam.
-Od dwudziestu pięciu lat dla jednej osoby.-powiedział gładząc mnie po plecach.
-Kocham Cię.-ponownie powtórzyłam dwa najpiękniejsze słowa.
-Kocham Cię.-zaśmiał się pod nosem-Będę Ci to powtarzał na każdym kroku. Muszę nadrobić parę lat.
-Ja też.



Macie tą swoją rozmowę! Nie miałabym serca gdybym tego tak nie zakończyła ;)
Epilog w czwartek 8 sierpnia :)

POZDRAWIAM  I  PROSZĘ  O  KOMENTARZE (WŁĄCZYŁAM OPCJĘ DODAWANIA KOMENTARZY ANONIMOWO JAKBY KTOŚ NIE MIAŁ KONTA NA BLOGGERZE) !!!

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 14

-Do boju, do boju, do boju Po-la-cy!-cała hala wręcz pękała w szwach od ilości polskich kibiców zdzierających sobie gardła by tylko pomóc swoim rodakom. Ja latałam wokół tego boiska i łapałam co i rusz jakieś fajne ujęcia. Tak jak obstawiałam Włosi wygrali 3:2 z Rosjanami i teraz siedzieli na trybunach ciesząc się ze swojego zwycięstwa i świetnie się bawiąc ze wszystkimi kibicami. Mamy stan 2:1 dla Serbów i piłkę setową w górze. Zibi kończy skutecznie atak co oznacza jednocześnie, że przed nami tie-break.
-Chodź do nas Lilka!-zawoła Ivan kiedy przechodziłam obok cieszących się Włochów. Podeszłam do nich, a oni dorwali mój aparat co tym samym sprawiło, że pewnie na 100 kolejnych zdjęciach byłam ja i oni. Dla potomności będzie jak to Lilka bawiła się podczas finału Mistrzostw Europy 2013 zamiast pracować. Po chwili udało mi się od nich wyrwać i mogłam znowu wrócić do robienia zdjęć. Przy stanie 8:3 dla Serbów, Andrea poprosił o czas. Akurat stałam od ich strony i mimo ogromnej wrzawy na trybunach głos wkurzonego Andrei było słychać doskonale. Kiedy tak stałam i słuchałam co wykrzykuje wkurzony do granic możliwości Włoch złapałam kontakt wzrokowy z Kurkiem, który wręcz wypalał we mnie dziury. W tych jego błękitnych tęczówkach widać było bezsilność na to co się działo ale również chęć walki, wręcz żądzę. W ułamku sekundy stał obok mnie, a jego usta wpiły się w moje. Zachłanny i namiętny pocałunek, który trwał pewnie z kilka sekund sprawił, że stałam jak oniemiała i nie wiedziałam co się dzieje kiedy siatkarze walczyli już na boisku. Seria wyśmienitych zagrywek Bartka sprawiła, że wyrównaliśmy i doprowadziliśmy do stanu 10:9. Czułam na sobie oczy zainteresowanych gapiów, którzy byli najbliżej nas kiedy doszło do tego wydarzenia. Byłam cała sztywna i nie wiedziałam jak się nazywam. Opuściłam głowę i usiadłam na schodku bo czułam, że mogę za chwilę zemdleć. Jakiś kibic siedzący obok mnie zabrał mój aparat i położył go bezpiecznie tak bym go nie wypuściła na ziemię. Podkuliłam kolana i oparłam na nich cały czas opuszczoną głowę.
-Lilka. Daj mu szansę. Przecież widać, że kocha Cię jak jakiś szaleniec.-powiedział koleś obok mnie, a ja podniosłam głowę zdezorientowana i dopiero wtedy odkryłam, że to Daniel portier z hotelu-Cały ten tydzień Was obserwowałem. To co jest między Wami to jedna wielka burza, którą on próbuje uspokoić i ty też, tylko, że każde z Was na swój sposób. Wyjdź w końcu z tego labiryntu. I dobrze Ci radzę wybierz drzwi, które podpowiada Ci serce bo w sumie rozumem to za daleko nie zawędrujesz.
-Gdzie mój aparat. Muszę wrócić do pracy.-wolałam przemilczeć co powiedział, jednak jego słowa otworzyły mi jedną z klapek, którą miałam na oczach. Podał mi mój sprzęt, a ja wstałam i dumnym krokiem ruszyłam z powrotem robić zdjęcia. Spojrzałam na tablicę, a na niej wynik 19:18 dla Polaków. Ruciak na zagrywkę. Wszyscy fotografowie koczowali już przy barierkach by jak jedna z drużyn wygra móc wbiec na środek boiska i robić zdjęcia. Ustawiłam się obok nich i przyczaiłam się aby zrobić zdjęcie serwującemu Orłowi. Michał podrzucił wysoko piłkę, a cała hala wstrzymała oddech, by po chwili wybuchnąć niepohamowaną radością ze zdobytego asa przez naszego zawodnika. Wszyscy wręcz szaleli. Weszłam na płytę by uchwycić radość Polaków. Po pięciu minutach wielkiego zamieszania uspokoili się na tyle by służby techniczne mogły zacząć szykować wszystko co potrzebne do dekoracji. Media wygonili z płyty. Chciałam znaleźć Agnieszkę ale gdy już ją namierzyłam to uznałam, że lepiej porobić zdjęcia bo scena przede mną była taka słodka. Kuba mnie ubiegł i teraz namiętnie całował swoją żonę, a ona siedziała na nim uczepiona jak małpka. Będą mieli do albumu rodzinnego. Kiedy już udało im się od siebie oderwać, a Aga stanęła z powrotem na ziemi wyszeptała mu coś do ucha, a ten odsunął się na dwa kroki i wyglądał na mega zdziwionego. Kiedy brunetka położyła ręce na swoim brzuchu oświeciło mnie, że właśnie go poinformowała, że jest w ciąży. Kuba tylko delikatnie objął ją w tali i przytulił do swojego torsu. Kiedy się od siebie odsunęli, złożył delikatny pocałunek na jej ustach i odwrócił się. Przeskoczył przez bandy i zaczął się drzeć.
-Będę ojcem!-wszyscy polscy siatkarze rzucili się na niego, a ja podeszłam do śmiejącej się Agnieszki.
-Oj jednak co rudy to rudy. Ten ostry temperament.-zaśmiałam się-A najważniejsze, że macie to uwiecznione.
-Serio?-zapytała zaskoczona.
-Serio, serio. A teraz jak na spowiedzi. Kiedy się dowiedziałaś? Dlaczego mi nie powiedziałaś? I czy to na pewno dziecko tego wariata?
-Lilka!-zareagowała oburzona-Dowiedziałam się jakiś tydzień temu. Nie powiedziałam bo nie byłam pewna. Zrobiłam testy. Coś tak czułam bo miałam typowe objawy dla czwartego tygodnia ciąży. Przed przyjazdem tutaj byłam we Wrocławiu u mojej ginekolog i wtedy już na sto procent byłam pewna, że urodzę dziecko.
-Ohhh oby było rude.-zaśmiałam się i przytuliłam ją-Gratuluję.
-Wolałabym żeby nie było rude.
-A wolisz chłopca czy dziewczynkę?
-Nie ważne. Wolę żeby było zdrowe i prawidłowo się rozwijało.-powiedziała i przyłożyła dłonie do swojego jeszcze płaskiego brzucha.
-Prawidłowo.-uśmiechnęłam się i poprawiłam opadające na oczy włosy.
-To teraz ty mi powiedz co to była za akcja? No i co zamierzasz z tym zrobić?-od razu mina mi zrzedła. No nie mogła się powstrzymać. Wystarczy, że jestem obiektem zainteresowania numer dwa, tuż po siatkarzach.
-A co mogę zrobić? Daniel kazał mi słuchać się serca, ale to doprowadzi mnie go zguby ja coś czuje.
-Jaki Daniel?-zapytała zdziwiona, a w tym czasie ja wymieniłam obiektyw w aparacie by mieć gotowe wszystko na ceremonie dekoracji.
-Portier z hotelu, w którym mieszkałam i oni też tam mieszkali. Siedzi tam na trybunach.-wskazałam miejsce lokalizacji Daniela głową-Powiedział mi, że obserwował nas przez ten tydzień i rozkazał kierować się sercem.
-Bardzo dobrze Ci powiedział. Lilka kiedy ty w końcu zrozumiesz, że ty żyć bez niego nie umiesz? Serio? Wytłumacz mi to. Jak go nie ma to ryczysz jak głupia. Pięć lat płakałaś. Dlaczego? Bo Cię zostawił. Dobra. Ale żeby pięć lat? Gdybyś go nie kochała to byś nie płakała nawet tydzień. Nie no dobra. Tydzień może byś popłakała. Ty przez te pięć lat nie miałaś ani jednego chłopaka. Nikogo do siebie nie dopuszczasz. Traktujesz to miejsce obok siebie jak rezerwację, którą on złożył bardzo dawno temu. Ocknij się, przejrzyj na oczy i zrozum to, że pora przestać myśleć, że Cię znowu zostawi. On był z Natalią przez trzy lata ale zerwał z nią jakieś dwa tygodnie temu bo odzyskał nadzieję, że znowu będzie mógł z tobą być. Powiesz pewnie, że on Cię nie kocha bo sobie ją znalazł i kocha ją. Szczerze mówiąc przez te trzy lata chyba ani razu nie powiedział jej „Kocham Cię”. Serio dużo razy przesiadywał u Kuby i wyżalał mu się jak to jest mu z nią źle i jak bardzo za tobą tęskni. A był z nią bo nie mógł wytrzymać z pustym miejscem obok siebie. Widok płaczącego dwumetrowego faceta przez to, że był głupi i zostawił kobietę swojego życia naprawdę jest okropny i teraz to ty możesz sprawić, że nigdy więcej go nie zobaczę. I byłabym Ci wdzięczna bardzo gdyby tak się stało. Więc weź się ocknij idź do niego i pocałuj go jak na kochających się ludzi przystało.-stałam tak słuchając jej słów, a w głowie tworzył mi się obraz płaczącego Bartka. Najpierw słowa Daniela, człowieka, którego znam tydzień. Teraz słowa Agi, którą znam już pewnie z sześć czy siedem lat. Kochałam go? Tak kochałam. Ale czy kocham nadal? Na to pytanie nie umiałam sobie odpowiedzieć mimo szczerych chęci. W mojej głowie toczyła się istna walka. Nie byłabym w stanie teraz z nim rozmawiać. Zresztą nie chciałam aż takiej publiczności. Zwłaszcza, że już zaczyna się ceremonia medalowa. Skorzystałam z podstawionej przez Agnieszkę chusteczki i szybko pobiegłam na miejsce dla mediów. Najpierw nagrody indywidualne. Polacy zgarnęli odpowiednio: Najlepszy libero-Krzysztof Ignaczak, Najlepszy blokujący-Piotr Nowakowski, Najlepszy zagrywający-Jakub Jarosz oraz MVP turnieju-Bartosz Kurek. Kiedy na szyjach Włochów i Serbów zawisły odpowiednio brązowe i srebrne medale przyszedł czas na Polaków. Efektywny skok na podium i wrzawa na trybunach. Po zawieszeniu złotych medali oraz uniesieniu w górę wielkiego pucharu przez kapitana Możdżonka został odśpiewany hymn Polski. Potem już tylko trzeba było podbiec by mieć też pamiątkowe zdjęcie każdej z drużyn i tym sposobem zakończyłam moją pracę. Wysłałam smsa do Danieli, że jutro będą opublikowane zdjęcia z dzisiejszych meczy i konferencji. Odpisała mi tylko zwykłe ok. Znalazłam ponownie Agnieszkę, która siedziała przy moich wszystkich rzeczach pilnując ich przy okazji. Rozłożyłam aparat na części pierwsze i spakowałam go do torby.
-To ja skończyłam moją pracę.-oznajmiłam siadając i poprawiają opadające włosy na oczy.
-Jak wracasz?-zapytała.
-Na piechotę.-zaśmiałam się.
-Ale do Polski jak wracasz?
-Pewnie pociągiem. Pewnie raczej pociągiem. Wrócę na jakieś dwa dni do Gdańska, a potem odwiedzę Wrocław i rodziców przy okazji. Już dawno u nich nie byłam. No i obiecałam Marysi, że wpadnę na plotkowanie. Ostatnio nie mam w ogóle czasu na choćby krótką rozmowę z nią.
-No my też pewnie pojedziemy z Kubą do Wrocławia. Tylko to zależy ile dostanie wolnego od klubu, a potem z powrotem do Gdańska bo przecież sezon ligowy się zaczyna.
-Fajnie, że Kuba będzie grał w Gdańsku. Będę miała komu zdjęcia robić.-zaśmiałam się.
-Same korzyści z tego, że podpisał ten kontrakt.-dołączyła się do.
-Dobra ja się chyba będę zbierać. I tak już za chwilę nas wyproszą stąd.
-A panowie mają jutro jakąś fetę w Warszawie?-zapytałam kiedy ruszyłyśmy w stronę wyjścia dla mediów i VIPów.
-Kurcze zapomniałam, że pewnie będą musieli lecieć do Warszawy. Podpytam się Kuby dokładnie co i jak i napiszę Ci smsa.-powiedziała-Czyli czeka mnie najpierw wycieczka do Warszawy bo przecież trzeba tego wariata odebrać i potem dopiero możemy jechać do Wrocławia.
-A ty to możesz tyle jeździć samochodem?-zapytałam ale musiałam praktycznie krzyczeć bo przecież muzykę z szatni Polaków pewnie nawet głuchy by usłyszał.
-Mogę. Co to jest dojechać z Kopenhagi do Warszawy? Cały czas autostradami to sama przyjemność jazdy.
-No tak gdybym tylko miała samochód to też bym czuła tą przyjemność. Ale niestety mój budżet jest ograniczony i moje prawo jazdy czeka aż będzie mnie stać na jakieś autko i będę mogła wtedy sobie pomykać.-wyszłyśmy przed hale. Był środek nocy więc może to dlatego było tak zimno. Potarłam ramiona dłońmi i poprawiłam torbę.
-Dobra ja wracam i też będę się zbierać do hotelu. A tobie życzę przyjemnej nocy z imprezą na piętrze Polaków.-zaśmiała się.
-Dobra jakoś może to przeżyję.-pożegnałyśmy się. Aga weszła z powrotem na halę, a ja ruszyłam w kierunku hotelu. Tłum kibiców, którzy przed chwilą wyszli z hali kłębił się jeszcze w jej okolicach rozchodząc się do samochodów i hoteli. Wraz ze mną w stronę hotelu szła grupka czterech dziewczyn. Miały na sobie koszulki siatkarzy i miały ze sobą wielki plakat.
-Ej, a w ogóle co to była za akcja Kurka w tie breaku.-jedna z nich powiedziała. Wolałam utrzymać bezpieczną odległość by przypadkiem nie było, że podsłuchuję ale jednak tak by słyszeć co mówią.
-W tie breaku miał wiele świetnych akcji.-zauważyła druga.
-Matko Hania nie o to mi chodzi. Ta akcja jak podszedł do tej rudej laski i ją pocałował na czasie dla Andrei, a potem posłał taką serię zagrywek.-dziewczyna, która pierwsza się odezwała cała wręcz podskakiwała z podekscytowania. Dzięki jej pobieżnej retrospekcji ponownie poczułam usta Bartka na moich.
-Aaa ta akcja. To chyba ta sama dziewczyna, z którą był widziany w Gdańsku w nocy. Była na każdym meczu bo jest fotografem.-czyli fanki Bartka są czujne.
-Ile ona ma lat? Bo na pewno jest młodsza od tej całej Natalii.-zagadnęła trzecia.
-Podobno chodzili razem do liceum do jednej klasy więc pewnie tyle samo co Bartek.
-Już ją lubię. Zdecydowanie jest ładniejsza i sympatyczniejsza od Blondi.-powiedziała czwarta, która milczała do tej pory.
-Wygląda na sympatyczną i ma taki ładny uśmiech.
-Ciekawe czy ma taki naturalny kolor włosów czy farbuje.
-I ma fajny styl ubierania się.-rozgorzała dyskusja na temat jaka to ja fajna nie jestem. Dziewczyny zatrzymały się pod hotelem, w którym mieszkałam. Pewnie liczą, że złapią siatkarzy. Minęłam je i weszłam do środka. Zanim drzwi się za mną zamknęły usłyszałam.
-Matko to przecież ta dziewczyna Kurka.



No to jeszcze tylko jeden rozdział plus epilog. Rozdziału 15 spodziewajcie się  w poniedziałek, a epilogu w czwartek.

POZDRAWIAM  I  PROSZĘ  O  KOMENTARZE (WŁĄCZYŁAM OPCJĘ DODAWANIA KOMENTARZY ANONIMOWO JAKBY KTOŚ NIE MIAŁ KONTA NA BLOGGERZE) !!!

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 13

-Dobry wieczór. Może pani pomóc?-podszedł do mnie przystojny portier i chwycił rączkę mojej walizki.
-Dziękuję.-odpowiedziałam i weszłam do chłodnego lobby. Od razu podeszłam do recepcji-Dobry wieczór. Mam rezerwację na nazwisko Michalczuk.-blondynka zaczęła szukać czegoś w komputerze, a ja stałam i rozglądałam się dookoła podziwiając hotel, w którym miałam mieszkać przez najbliższy tydzień. Mamy poniedziałek, jutro i pojutrze po dwa ćwierćfinały, potem w piątek półfinały i w niedzielę wielki finał. Czyli plan był napięty. Dostałam kartę do mojego pokoju więc ruszyłam w jego stronę. Portier, który cały czas czekał obok mnie ruszył razem ze mną.
-Przyjechała pani sama?-zapytał kiedy czekaliśmy na windę. Nie cierpię wind. Dlaczego nie możemy iść schodami?
-Służbowo. Jestem fotografem. Będę foto-relacjonować Mistrzostwa Europy.-uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
-Przepraszam, że tak pytam ale po prostu jestem ciekawy.
-Nie ma za co przepraszać.
-Może na siebie wpadniemy bo ja się wybieram na finał.
-Może. To jak pan myśli kto będzie w finale?-wyszłam z windy na drugim piętrze i ruszyłam przed siebie.
-Polska i Rosja? Albo Polska i Włochy.-uśmiechnął się.
-To, że Polska to wiadomo.-zaśmiałam się i otworzyłam mój pokój kartą.
-A tak w ogóle to Daniel jestem.-podał mi dłoń gdy już odstawił moje bagaże.
-Lilianna.-odwzajemniłam uścisk.
-Do zobaczenia. Na pewno Cię znajdę.
-Do zobaczenia. To nie powinno być trudne.-zaśmieliśmy się gdy pokazałam moje włosy. Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Podróżowanie pociągiem to nic przyjemnego. Po paru  godzinach, które bardzo mi się dłużyły udało mi się tutaj dotrzeć. Podniosłam się i zabrałam się za szukanie rzeczy potrzebnych mi do snu. Po chwili wskoczyłam pod prysznic. Zimna woda zmyła częściowo trud podróży. Jednak i tak marzyłam żeby jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Usiadałam już pod kołdrą i wybrałam numer Danieli. Obiecałam jej, że zadzwonię gdy dojadę na miejsce. Odebrała po dwóch sygnałach.
-No i jak tam?-zapytała od razu. Cała ona.
-Super. Padam na twarz. Nienawidzę pociągów.-jakże entuzjastyczna odpowiedź.
-Dobra nie marudź. Nie wiem jakim cudem udało mi się załatwić Ci ten pokój, bo w tym hotelu śpi też nasza reprezentacja i jeszcze Włosi. Więc masz jeszcze kolejne zadanie. Tak zrób z paroma wywiady. Złam ilu Włochów Ci się tylko uda no i Polaków. Wiem, że masz wtyki więc mi się nie wykręcisz. Będzie premia.-zaśmiała się na koniec, a ja siedziałam z otwartą buzią i próbowałam zrozumieć to, że oni mieszkają ze mną w jednym hotelu.
-Powiedz, że żartujesz?-w końcu się odezwałam.
-Nie. Masz przeprowadzić te wywiady.-teraz odezwała się w niej szefowa.
-Nie o to mi chodziło. Serio oni tutaj mieszkają?-zapytam roztrzęsiona.
-Tak. To chyba dobrze? Nie będziesz musiała ich na hali szukać.-powiedziała z powrotem uradowana. Oj gdyby ona tylko wiedziała jakim Rollercoasterem jest moje życie to by jej się odechciało rezerwowania pokoju w hotelu z siatkarzami.
-Powiedzmy, że to dobrze.-westchnęłam-Dobra padam na twarz.
-Śpij dobrze. Jutro pierwsza porcja zdjęć do mojej dyspozycji. Dobranoc.
-Dobranoc.-rozłączyłam się i upadłam na poduszkę. Ja pierdole. Czy to się nigdy nie skończy? Nie no przecież skądże znowu. Jak to ma się niby skończyć?! Przecież to jest życie Lilki! Ona zawsze ma pod górkę. Wstałam i wygrzebałam z torebki paczkę papierosów. Wyszłam na balkon i opierając się na przedramionach odpaliłam fajkę. Była dwudziesta pierwsza, a na dworze było przyjemnie ciepło. Patrzyłam się na ulicę i na ludzi chodzących po chodniku. Kiedy już miałam wejść do środka podjechał autokar pod wejście od hotelu. Wyciągnęłam drugiego papierosa i odpaliłam go. Z autobusu wysiadł jeden facet i wszedł do środka. Po chwili wrócił i z białego pojazdu zaczęli wysiadać wysocy mężczyźni. Uważnie im się przyjrzałam i po tym jak zobaczyłam rudą czuprynę mojego przyjaciela byłam pewna, że to Polacy. Wyciągnęłam mój telefon zza gumki od spodenek i napisałam szybko smsa do Kuby „Spójrz w górę”. Przyglądałam mu się z uśmiechem na twarzy gdy ze zdziwieniem podnosi głowę do góry. Pomachałam mu gdy już trafił na mnie swoim wzrokiem. Odmachał mi szczerząc się. Po chwili dołączył do niego Pit, który od razu podłapał i po Picie reszta też zaczęła do mnie machać. Nawet trener. Kiedy zobaczyłam, że z autobusu wysiada jeszcze jeden przerośnięty byłam pewna, że to on. Podszedł do Pita i Kuby, którzy jako jedyni jeszcze stali i się do mnie cieszyli i spojrzał się do góry. Od razu mina mi zrzedła. Dostałam wtedy smsa od Kuby „Co ty tutaj robisz?”. Przeczytałam i uznałam, że wolę oddzwonić. Nigdy nie byłam fanką pisania smsów. Odebrał tylko gdy usłyszałam sygnał.
-Idź za resztą. Jutro pogadamy bo padam na twarz.-od razu zaczęłam.
-To co robisz na tym balkonie?
-Palę.
-Czy ty kiedyś zerwiesz raz na zawsze z tym świństwem?-zapytał. Kuba od zawsze próbował mi wybić z głowy palenie no ale jak widać nieskutecznie.
-Idealne pytanie Kubuś. Chciałabym raz na zawsze z tym wszystkim skończyć.-powiedziałam i weszłam do pokoju.
-Sorry wiesz o co mi chodziło.
-A ty wiesz o co chodziło mi.-uśmiechnęłam się pod nosem i ułożyłam się wygodnie pod kołdrą.
-Dobra. Śpij. Dobranoc.
-Dobranoc.-rozłączyłam się i podłączyłam telefon do ładowarki, a następnie włączyłam budzik co by się nie spóźnić na trening naszej reprezentacji. Panowie mieli trening o dziewiątej więc o siódmej trzeba wstać. Śniadanie restauracja hotelowa serwowała od siódmej trzydzieści, czyli na ósmą zejdę. Akurat. Zasnęłam śniąc o moim księciu z bajki na białym rumaku.
Nieznośny dźwięk mojego budzika nie chciał się wyłączyć.
-Gdzie jest to jest.-wymacałam na moim telefonie przycisk wyłączający szatańską muzykę i przekręciłam się na drugi bok. Jednak szybko zrezygnowałam z drzemki przypominając sobie po co tutaj jestem. Skoczyłam pod prysznic. Kiedy wyszłam owinęłam ciało ręcznikiem, a na głowie zakręciłam turban co by osuszyć mokre włosy. Wyszłam z łazienki żeby znaleźć jakieś ubranie co by pasowało do mojego dzisiejszego zadania i pogody za oknem. Dzień zapowiadał się iście piękny. Na bezchmurnym niebie słońce dawało o sobie znać. Dlatego też wyciągnęłam szorty i koszulę. Z powrotem wróciłam do łazienki i ubrałam się we wcześniej wybrany strój. Mokre włosy rozczesałam i trochę podsuszyłam hotelową suszarką. Zrobiłam makijaż co by nie przestraszyć nikogo na ulicy. Kiedy wyszłam z łazienki naszykowałam jeszcze cały mój sprzęt do robienia zdjęć i dyktafon, który sprezentowała mi Daniela bym mogła przeprowadzać wywiady. Włączyłam mojego laptopa bo przecież nie wiedziałam jak się dostać na tą arenę. Wujek Google bardzo mi w tym pomógł. Przerysowałam sobie na kartkę drogę jaką miałam pokonać bo z moją pamięcią to różnie bywa. Niecałe 15 minut i powinnam być na miejscu. Dobrze, że nie jest za daleko bo moje nogi by tego nie wytrzymały. Wyłączyłam laptopa i założyłam sandały na nogi by móc udać się na śniadanie. Znalazłam kartę i wyszłam. Ruszyłam w stronę windy obok, której wisiał plan hotelu według, którego restauracja znajdowała się na -1 piętrze. Trudno użyję windy. Zawołałam ją. Po chwili rozsunęły się drzwi, a wewnątrz stało trzech wysokich mężczyzn. Reprezentacja Włoch jak miło. Przesunęli się tak bym się zmieściła. Więc swobodnie weszłam do środka i zobaczyłam, że też jadą na stołówkę, a przynajmniej na -1 piętro. Mam wrażenie, że tutaj windy jeżdżą szybciej niż w Polsce. Zanim się obejrzałam wyszłam z klaustrofobicznego pomieszczenia i ruszyłam w stronę restauracji, a Włosi za mną. Restauracja proponowała stół szwedzki więc jak na kulturalnego człowieka przystało obsłużyłam się według zwyczaju. W restauracji byli już Włosi przez co panowało tutaj małe zamieszanie jednak udało mi się znaleźć wolny stolik, przy którym usiadłam i zabrałam się za konsumpcję mojego śniadania. Po jakiś pięciu minutach do całego tego zamieszania dołączyli Polacy. No tak przecież sportowcy maja specjalna dietę i specjalne menu. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego zamieszania ale do mojego czteroosobowego stolika dosiadł się Kuba wraz z Andrzejem Wroną i Fabianem Drzyzgą.
-Smacznego.-wszyscy trzej powiedzieli naraz. Może i smacznego ich nauczyli mówić ale zapytać się czy można się dosiąść to już nie łaska?
-Dziękuję i nawzajem.-kultura to kultura.
-Wy się jeszcze chyba nie znacie? Lilka Andrzej, Fabian. Andrzej, Fabian Lilka.-przedstawił nas Kuba-Jak się spało?
-Krótko. Dużo za krótko.-powiedziałam uśmiechając się sztucznie.
-Trzeba było na nas nie czekać tylko kłaść się od razu spać jak tylko przyjechałaś.
-Dla twojej informacji Kubusiu. Nie czekałam na Was. Zanim wyszłam na balkon dowiedziałam się, że będziemy mieszkać w jednym hotelu więc w sumie z tej radości wyszłam zapalić.-wytłumaczyłam mu.
-Nie wierzcie jej.-powiedział do Andrzeja i Fabiana-Ona zawsze kłamie.
-Kuba!-walnęłam go w ramię i zmroziłam wzrokiem.
-Chyba jednak nie zawsze bo powiedziała twoje prawdziwe imię.-zauważył Wrona, a ja od razu się do niego uśmiechnęłam.
-Już Cię lubię.-uśmiech na mojej twarzy jeszcze bardziej się poszerzył. W odpowiedzi dostałam od Andrzeja i Fabiana równie szeroki uśmiech, a od Kuby pokazany język. Wywróciłam oczami na jego gest i tak jak proszono odniosłam moje rzeczy do okienka.
-Do zobaczenia.-poczochrałam Rudego i ruszyłam w stronę wyjścia. Kiedy przeleciałam wzrokiem po całej restauracji kiedy przez nią przechodziłam natrafiłam na zły, wkurzony, rozczarowany, knujący wzrok Bartka. Opuściłam głowę i wyszłam z gwarnego pomieszczenia. Nacisnęłam przycisk przywołujący windę i poczekałam aż przyjedzie z najwyższego piętra. Kiedy tak czekałam obok mnie pojawiło się z powrotem tych dwóch Włochów. Tych samych co zjeżdżali ze mną na śniadanie.
-Jesteś członkiem sztabu reprezentacji Polski?-zapytał jeden z nich.
-Nie. Jestem fotografem.-powiedziałam zadzierając wysoko głowę.
-A już myśleliśmy, że będziemy mieć jakieś przecieki.-zaśmiał się drugi. Drzwi od windy otworzyły się, a z niej wyszli nasi trenerzy.
-Cześć Lilka.-powiedzieli jednocześnie.
-Dzień dobry.-odpowiedziałam i weszłam do metalowej puszki, a dwóch Włochów za mną.
-Chyba bardzo dobrze ich znasz?-zagadnął ten, który się pierwszy wcześniej odezwał oj to chyba jest Zaytsev, a ten drugi to Fei. Oj głupia Lilka. Ikony Włoskiej siatkówki, a ja ich nie poznałam.
-Czy aż tak dobrze to nie wiem. Zresztą mówienie sobie dzień dobry to nie jest znanie się super.-mrugnęłam do nich i wysiadłam na moim piętrze. Dziwni jacyś. Ale na salonach powiadają, że od zawsze wszędzie próbują węszyć by się czegoś dowiedzieć o przeciwniku. Kiedy dotarłam do mojego pokoju spakowałam aparat i parę zamiennych części oraz dyktafon, którego instrukcję obsługi przestudiowałam w pociągu. Moja torba na aparat była dość spora więc uznałam, że nie będę jeszcze oddzielnej torebki na inne pierdoły zabierać. Dopakowałam to co potrzebowałam, czyli portfel, telefon, chusteczki i futerał na okulary przeciwsłoneczne. Wyszłam z pokoju i wrzuciłam kartę do torby. Na kartce miałam rozrysowane jak trafić na halę. Musiałam zrelacjonować trening Polaków i najlepiej Włochów, którzy wchodzili od razu po naszych chłopakach. Spacerowym tempem powinnam spokojnie zdążyć na dziewiątą gdyż była dopiero ósma trzydzieści.

Czas leci nieubłaganie. Polacy wygrali swój ćwierćfinał, w którym po wielkiej męce udało im się wygrać z Bułgarami 3:2, a do finału dostali się z równie wieeelkim trudem, ponieważ na ich drodze stanęli Włosi, z którymi również odbyli pięciosetowy pojedynek. Dzisiaj rozegrają finał z Serbami, którzy w pięknym stylu pokonali Rosjan 3:2. Koczuję na hali od godziny bo przecież mecz o trzecie miejsce też jest bardzo ważny zwłaszcza gdy grają takie drużyny jak Rosja i Włochy. Nienawidzę Rosjan więc całym sercem kibicuję Włochom, z którymi się nawet zaprzyjaźniłam poprzez mieszkanie tydzień w jednym hotelu. Oj chyba nasi chłopcy będą musieli trochę poczekać aż będą mogli zagrać bo Ci tak szybko nie zejdą z tego boiska. Mi to jest w sumie na rękę bo im bliżej zakończenia Mistrzostw tym bardziej do mnie dociera, że będę musiała przeprowadzić tą pieprzoną rozmowę z Kurkiem i raz na zawsze z nim skończyć. Tak to jest właśnie Lilka słuchająca się rozumu. Ta słuchająca się serca została wysłana na wakacje bo pewnie by tutaj użalała się nad sobą, że nie umie o nim zapomnieć.
-Ziemia do Lilki!-krzyknęła Agnieszka machając dłonią przed moimi oczami.
-Oj sorry zamyśliłam się.-powiedziałam mrugając parę razy i przeczesując włosy dłonią.
-Zauważyłam.-zaśmiała się-Może mi powiesz o czym tak zawzięcie myślisz?
-O tym, że Polacy muszą wygrać bo się założyłam z twoim mężem o piwo, że wygrają 3:2, a nie 3:1 jak to on uważa.-zaczęłyśmy się śmiać.
-Weź bo jeszcze całej drużynie powie, że on gra tylko jak wygrają 3:1 i zostaną bez jednego atakującego.
-No bywa.
-To teraz powiedz o czym jeszcze myślałaś bo słowa wychodzące z twoich ust, tutaj cytat „Muszę z nim skończyć raz na zawsze.” jednak trochę Cię zdradziły.-powiedziała krzyżując ręce na piersi.
-Powiedziałam to na głos?!-to powiedziałam nawet za głośno. Ja pierdole. Chyba będę musiała wyjechać do gdzieś na jakąś bezludną wyspę by się wyciszyć i uspokoić nerwowo bo serio już nie wyrabiam.
-Tak powiedziałaś to na głos. Znaczy wyszeptałaś ale usłyszałam bo stałam tuż przed tobą.
-To co się pytasz jak już wiesz o czym myślałam. Tak myślałam o tym, że zbliża się czas tej pieprzonej rozmowy podczas, której będę musiała z nim raz na zawsze skończyć i na dobrze wyrzucić z mojego życia.-nic nie odpowiedziała tylko mocno mnie przytuliła, a ja pozwoliłam samotnej łzie spłynąć po moim policzku.


Czy 13 jest pechowa? 

Trochę mi smutno, że tak mało komentujecie no ale jakoś chyba będę musiała się do tego przyzwyczaić. 


POZDRAWIAM  I  PROSZĘ  O  KOMENTARZE (WŁĄCZYŁAM OPCJĘ DODAWANIA KOMENTARZY ANONIMOWO JAKBY KTOŚ NIE MIAŁ KONTA NA BLOGGERZE) !!!

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 12

-Pierdolona walizka!-krzyknęłam i usiadłam na niej. Dlaczego ona nie chce się zamknąć?! W końcu po małej walce udało mi się. Walizka spakowana. Torba i plecak ze wszystkimi możliwymi obiektywami i innymi zabawkami fotografa stały już spakowane. Teraz tylko szybko się przebrać. Wyciągnęłam z szafy wzorzystą sukienkę i szpilki. Szybko się ubrałam i poprawiłam makijaż oraz fryzurę. Szybko znalazłam małą kopertówkę i powrzucałam do niej wszystkie potrzebne rzeczy. Jak najszybciej opuściłam mieszkanie po czym je zamknęłam na klucz. Energicznym krokiem zmierzałam w stronę redakcji. Kiedy tak szłam rozdzwonił się mój telefon. Szybko go wygrzebałam i odebrałam.
-Halo.
-Cześć Lilka. Kiedy jedziesz do Kopenhagi?-zapytał kubusiowy głos.
-Jutro.-odpowiedziałam, a uśmiech sam cisnął mi się na usta, kiedy słyszałam jego głos. Jednak rudy to z rudym najlepiej się dogada. Ja i Kuba jesteśmy tego idealnym przykładem.
-A co teraz robisz?-zapytał jakby lekko podekscytowany.
-Idę na spotkanie z Tomkiem.-powiedziałam i w sumie to nie wiem dlaczego tak to ujęłam w słowa no ale trudno.
-Z tą ciotą co z tobą pracuje na hali?!-wręcz krzyknął ze zdziwienia.
-Taaaaak.-przeciągnęłam samogłoskę i uśmiechnęłam się na widok mojego celu.
-A nie chcesz zmienić planów?-zapytał wręcz błagając.
-No wiesz właśnie doszłam do naszej redakcji, czyli miejsca gdzie mieliśmy się spotkać ale go nie widzę nigdzie. A no i nie wypada tak zmieniać plany. Ubrana jestem też na tą imprezę.
-A nie chcesz przyjść pod nasz hotel na chwilę?
-Nie. Czy ty myślisz, że chodzenie w tych szpilkach jest takie przyjemne na jakie wygląda?
-A gdzie idziesz z tym Tomkiem całym?
-Ja pierdole Kuba, a coś ty taki dociekliwy?-już powoli zaczynał mnie wkurzać.
-Martwię się Lila. Martwię.-wywróciłam oczami i westchnęłam zirytowana.
-Kuba ja nie mam pięciu lat.-warknęłam.
-Ale wiem co w życiu przeżyłaś. Nie chcę znowu Cię z depresji wyciągać i uwierz ten widok jest okropny kiedy dziewczyna siedzi w jednej ręce trzymając butelkę czystej, a w drugiej papierosa.-uderzył w czuły punkt-Po za tym z tego co słyszałem to doszliście z Kurkiem do kompromisu.
-Czy kompromis ma blond włosy i nie wiem jak ma na imię ale jest wredny, wścibski i ma wkurzający piskliwy głos gdy krzyczy na swojego chłopaka?-zapytałam. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Kuba wie o czym, a raczej o kim mówię.
-Skąd ją znasz?-zapytał chyba lekko przerażony.
-No cóż nie zawahała się przed powiedzeniem mi, że Kurek jest jej chłopakiem plus jeszcze widziałam ich jak coś podpisywał.
-Lilka to długa historia i raczej Bartek sam Ci to wytłumaczy. Z tego co mi wiadomo, a rozmawiałem z nim jakieś półgodziny temu tak szczerze, szczerze to Natalia już nie jest jego dziewczyną i zrobi wszystko by Cię odzyskać.
-Zobaczymy Kubuś. Zobaczymy czy ja będę chciała by mnie odzyskiwał.-westchnęłam bo teraz to już miałam totalny mętlik w głowie.
-Dobra muszę kończyć.-powiedział lekko zmartwiony.
-Idź spać Kubulku.-zaśmiałam się-Dobranoc.
-Miłej zabawy. Bądź grzeczna i nie daj się zaciągnąć do łóżka czy gdzieś tam indziej.
-Serio?
-I nie szarżuj z alkoholem bo mnie tam nie będzie i nie będzie miał kto Cię ratować.
-Dobrze tato.
-Miłej zabawy.
-Dobranoc.-cmoknęłam do telefonu po czym się rozłączyłam. Nie wiem skąd bierze się w nim tyle opiekuńczości względem mojej osoby. Serio? Może przez to, że był głównym odkopywaczem mnie z czeluści załamania i depresji? To musi być na pewno dużą cegiełką w tym całym zakręconym systemie. Stałam tak pod tą redakcją myśląc o tym i tamtym, a Tomka jak nie było tak nie ma i nie widać żeby skądś nadchodził lub nadjeżdżał. Dobra jeszcze tylko pięć minut i idę pod hotel chłopaków. Wcale w sumie nie było tak daleko spod redakcji. Tak jak postanowiłam odczekałam pięć minut i ruszyłam w stronę hotelu siatkarzy. Miałam na sobie dość krótką sukienkę i do tego koturny. Wcale nie było tak ciepło jak mi się wydawało gdy wychodziłam z mieszkania. Wyjęłam telefon z torebki i wysłałam smsa do Kuby, że już do nich idę. Odpowiedź nadeszła bardzo szybko, a w niej dokładna instrukcja co mam robić. Otóż tak jak kazał tak weszłam głównym wejściem i podeszłam do recepcji.
-Dobry wieczór.-podeszłam do brunetki stojącej za kamienną recepcją.
-Dobry wieczór. W czym mogę pomóc?-uśmiechnęła się sympatycznie.
-Ja dostałam zaproszenie od Jakuba Jarosza. Prosił bym tutaj zaczekała.
-Dobrze. Pani godność?-zapytała przeglądając jakieś karteczki.
-Lilianna Michalczuk.
-Dziękuję. Proszę sobie usiąść.-pokazała kanapy, a ja uśmiechnęłam się do niej udałam się w stronę kanap. Była dość późna godzina dlatego też lobby było opustoszałe. Tylko jacyś pracownicy kręcili się i rozmawiali ściszonymi głosami. Po chwili usłyszałam dźwięk oznaczający przybycie windy. Drzwi się rozsunęły, a z niej wyszedł Bartek, któremu wkradł się na twarz nikły uśmiech. Za to mi wręcz odwrotnie. Nie za bardzo chciałam się z nim widzieć. Podszedł do mnie i usiadł.
-Fajną jesteś tą niespodzianką.-powiedział i uśmiechnął się łobuzersko. Czy on musi to robić? Musi się tak uśmiechać? No musi?
-Gdzie jest Kuba?-zapytałam bawiąc się nerwowo moimi palcami.
-U Olka na masażu. Kazał mi zjechać na dół i przyprowadzić niespodziankę w rudych włosach. Więc wnioskując po jego wskazówkach to ty jesteś tą niespodzianką.-powiedział wstając.
-Zamorduję go.-wymruczałam i ruszyłam za Kurkiem w kierunku windy. Po chwili znaleźliśmy się w klaustrofobicznym pomieszczeniu. Czułam jak cały czas się we mnie wpatruje. W sumie lustra z każdej strony mi nie pomagały. Bo nie patrzył się na mnie jeden Bartek tylko wielu Bartków, a to było takie przytłaczające. Winda jak na złość nie chciała szybciej jechać. Czy oni naprawdę muszą mieszkać na ostatnim piętrze? Nagle się zatrzymała i zaczęła się świecić lampka awarii.
-No chyba sobie kurwa żartujecie?!-krzyknęłam wkurzona.
-Ja pierdole.-dodał Kurek, któremu zszedł nareszcie ten banan z twarzy. Zabrał się za ratowanie nas. Nacisnął przycisk wzywający pomoc. Ciekawe czy to coś da. Wyciągnęłam telefon z mojej małej torebki. Fajnie. Nie ma zasięgu. To jesteśmy ugotowani. Ja z nim nie wytrzymam w jednej widzie nie wiadomo ile czasu. Usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o jeden z boków. Kurek poszedł w moje ślady i usiadł obok mnie.
-Masz jakieś fajne gry na telefonie?-zapytał nagle. Popatrzyłam się na niego jak na kompletnego idiotę. Ja tutaj odchodzę od zmysłów, a ten się mnie pyta czy mam jakieś fajne gry.
-Mam. Budowanie wieżowca.-odpowiedziałam i włączyłam jego ulubioną grę. Przynajmniej była ulubiona za czasów gdy byliśmy parą.
-Oooo! Moja ulubiona gra.-ochoczo zabrał mi telefon, a w jego oczach zapłonęły ogniki ekscytacji. Zrezygnowana do reszty zaczęłam wybijać nieznany mi rytm w podłogę.
-Jak myślisz ile czasu to potrwa?-zapytałam kiwając głową w przód i w tył, tępo patrząc się przed siebie.
-Nie mam zielonego pojęcia.-skrzywił się. Minuty leciały, a moje powieki stawały się coraz bardziej ciężkie. W końcu niekontrolowanie oparłam głowę na ramieniu Kurka i zasnęłam.
Przebudziłam się i zdezorientowana rozejrzałam się dookoła. Gdzie ja do cholery jestem? I dlaczego leżę przytulona do męskiej klatki piersiowej? Wtedy przypomniało mi się, że przecież zasnęłam w windzie po tym jak się rozwaliła. To pewnie nas uratowali, a Kurek nie chciał mnie budzić, cep jeden, i zabrał mnie do jakiegoś pokoju. Czemu jestem z nim w jednym łóżku i na dodatek mi przyjemnie jak tak się mogę wtulić w jego tors? To jest bardziej interesujące. Spróbowałam się wydostać z jego mocnego uścisku ale nie miałam najmniejszych szans. Jednak moje wiercenie się obudziło go co oznaczało, że może mnie uwolni.
-Lilka co ty robisz u mnie w łóżku?-zapytał zaspany.
-Bartek co ja robię u Ciebie w łóżku?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Aaaaaa! Już pamiętam! Która godzina?-nic się nie zmienił. Tak samo roztrzepany. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał godzinę drugą trzydzieści.
-Wpół do trzeciej.-odpowiedziałam.
-O to nie ma mowy idziemy spać. Później Ci opowiem.-przetarł twarz dłonią i przekręcił się na drugi bok tym samym leżąc do mnie plecami. Ziewnęłam przyłożyłam czoło do jego rozbudowanych i silnych pleców. Długo nie musiałam czekać aż ramiona Morfeusza ponownie porwą mnie w swoje sidła.
-Lilka wstawaj.-poczułam delikatny dotyk na policzku-Liluś bo spóźnisz się na pociąg.
-Jaki znowu pociąg?-zapytałam zaspana i przekręciłam się na drugi bok żeby uciec przed intruzem, który dzielnie próbował mnie obudzić.
-Na pociąg do Kopenhagi. Wstawaj, wstawaj.-tym razem poczułam delikatny pocałunek na czole. Od razu otworzyłam oczy. Nade mną pochylał się Kurek. Przecież nic wczoraj nie piłam to jakim cudem znalazłam się w jednym pokoju z Kurkiem?! Szybko podniosłam się z tego jakże wygodnego łóżka. Zlokalizowałam moją torebkę, założyłam moje koturny i wyszłam z pokoju chcąc się jak najdalej znaleźć tego człowieka. Ja pierdole muszę się z nim raz na zawsze rozstać i przestać cały czas o nim myśleć i w ogóle zapomnieć o wszystkim i przestać cały czas przez niego płakać. Znowu czułam to okropne pieczenie w oczach. Wolałam nie ryzykować jazdy windą więc użyłam schodów. Kiedy znalazłam się w lobby jak najszybciej wyszłam na dwór. Nie wiem skąd mam w torebce wieczorowej okulary przeciwsłoneczne no ale z wielką przyjemnością je teraz użyłam. Nie miałam zbyt wiele czasu by dojść do mojego mieszkania, ogarnąć się i zdążyć na pociąg. Ale jestem mistrzem w szykowaniu się na szybko więc i tym razem jak tylko wpadłam jak burza do mieszkania wskoczyłam pod prysznic. Szkoda, że woda nie może wymyć z pamięci tych wszystkich okropnych chwil. Umyta pognałam do szafy skąd wyciągnęłam spódnicę oraz bluzkę. Do tego sandały i jestem ubrana. Lekki makijaż i włosy rozpuszczone. Gotowa. Pędem znalazłam się na dworcu gdzie wsiadłam do mojego pociągu i ruszyłam w stronę Kopenhagi. Jednak myślami cały czas byłam w jednym pokoju z Bartkiem, który delikatnie całował moje czoło i głaskał po policzku.



Hmmm, muszę Wam powiedzieć, że MOJA WENA WRÓCIŁA!!! I PISZĘ I PISZĘ!!! I JAK NAPISZĘ TO DODAM!!! I BĘDĘ DODAWAĆ JAK NAPISZĘ!!! :D

Pytajcie! Pytajcie! Świat jest piękny!  http://ask.fm/JestemHarolda 

POZDRAWIAM  I  PROSZĘ  O  KOMENTARZE (WŁĄCZYŁAM OPCJĘ DODAWANIA KOMENTARZY ANONIMOWO JAKBY KTOŚ NIE MIAŁ KONTA NA BLOGGERZE) !!!

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 11

-Przepraszam bardzo ale muszą państwo jednak stąd zejść bo musimy rozłożyć do końca kartki.-podszedł do nas jeden z pracowników, który rozkładał białe i czerwone kartki, których potem będą mogli używać kibice.
-Dobrze już się przenosimy.-zabrałam mój sprzęt i udałam się na moje stałe miejsce. Tam wszystko zostawiłam i podeszłam do siatki. Po jej drugiej stronie stał Bartek. Oparł się dłońmi na górnej taśmie. Tym samym jeszcze bardziej przytłaczając mnie swoim wzrostem. Wyjęłam z tylnej kieszeni spodni kopertę, w której był list zostawiony przez Bartka w Nysie.
-Znalazłaś go.-powiedział, a ja w tym samym czasie wyjęłam zniszczoną kartkę z koperty od łez, deszczu i ilości przeczytanych razy.
-Tak znalazłam. Podczas drogi do Kuby. Gdzie się nieźle upiłam i najarałam. Rodzice chcieli mnie na odwyk wysłać. No cóż tylko na tą pierdolniętą panią psycholog udało im się mnie namówić. W sumie to się zgodziłam tylko po to żeby się odwalili. Radziłam sobie zdecydowanie lepiej z butelką czystej. Kolorowo mój świat wyglądał po tym jak tak po prostu sobie wyjechałeś. Mam mówić co było dalej?-zapytałam wypowiadając wszystkie słowa dokładnie i wyraźnie by zrozumiał co zrobił.
-Lilka.
-Nie mów tak do mnie.-zaczynałam być wkurzona. Emocje zaczęły przejmować górę. Dłonie zaczęły mi drżeć, a moje buty były bardzo interesujące. Milczał. Czułam, że mi się przyglądał. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Pociągnęłam nosem kiedy Bartek przeszedł pod siatką i stanął obok mnie. Objął mnie delikatnie i przytulił. Czy tego mi właśnie trzeba było? Niewątpliwie potrzebowałam czyjegoś uścisku. Czy potrzebowałam właśnie jego uścisku? Moje serce zawzięcie krzyczało, że tak. Mój rozum próbował przekrzyczeć serce drąc się żebym go zostawiła. No ale ja przecież jestem głupia i tylko mocniej wtuliłam się w jego silne ramiona.
-Przepraszam Cię ale to nie jest czas i miejsce na takie rozmowy.-wyszeptał w moje włosy-Po zakończeniu Mistrzostw spokojnie porozmawiamy bez całej tej otoczki mediów.
-Tak to dobry pomysł.-przytaknęłam bo zdawałam sobie sprawę, że nasza rozmowa nie będzie miała żadnego sensu.
-Jedziesz do Kopenhagi na ćwierćfinały, półfinały i finał?-zapytał nadal mocno mnie do siebie przytulając.
-Tak.-odpowiedziałam lekko się od niego odsuwając.
-To dobrze. Nie wiem kiedy odpadniemy ale jeżeli przed półfinałami czy finałem to zostanę tam dopóki nie skończysz swojej pracy, a potem zabiorę Cię do Nysy.-powiedział patrząc mi się prosto w oczy. Ciekawe co z nich wyczytał bo mi się wydaje, że nic oprócz rozpaczy, strachu i żalu do jego osoby tam nie było.
-Dobrze. Idź do drużyny. Za chwilę i tak wpuszczają kibiców, a internet huczy od naszych nocnych zdjęć.-powiedziałam odchodząc w stronę mojego stanowiska. Daleko nie zaszłam bo złapał mnie za nadgarstek nie pozwalając za daleko odejść.
-Kocham Cię.-wyszeptał i przybliżył swoje usta do moich. Opuściłam głowę nie pozwalając mu mnie pocałować więc tylko musnął nimi moje czoło. Udałam się na moje miejsce i wyjęłam z torby chusteczki. Zbankrutuję przez niego. Tyle chusteczek już się przez niego zmarnowało. Dupa. Nic nie wynikło z tej rozmowy. Oprócz ustalenia terminu kolejnej pogadanki. Zajebiście. Bartek poszedł do szatni, a hala zaczęła się powoli zapełniać. Udałam się do łazienki żeby poprawić ten rozmazany makijaż bo jeszcze się ktoś przestraszy. Stojąc przed lustrem i próbując jakoś to coś poprawić stanęła obok mnie dziewczyna w koszulce z numerem 6 i nazwiskiem Kurek. Drobniutka blondynka. Uśmiechnęła się do mnie więc odwzajemniłam uśmiech. Zakończyłam moje dzieło i już miałam odchodzić kiedy blondynka zatrzymała mnie.
-Ty jesteś Lilianna Michalczuk?-zapytała przyglądając mi się uważnie. Była tego samego wzrostu co ja więc przynajmniej dobre tyle.
-Tak to ja.-powiedziałam pokazując jej akredytację wiszącą na mojej szyi.
-To Ciebie Kurek zostawił i pojechał grać w Bełchatowie?-zapytała nadal wpatrując się we mnie dużymi brązowymi oczami.
-Ta-ak.-powiedziałam jąkając się-Ale to już chyba nie powinno pani interesować bo to moje prywatne sprawy.
-No chyba jednak powinny skoro Bartek to mój chłopak, a ty mi go tak po prostu próbujesz odbić. Myślisz sobie, że co? Wielki powrót? O nie moje droga. On już wybrał. Wybrał mnie.-powiedziała, a z jej ust aż wyciekł jad. Stałam jak wryta i nie wiedziałam kompletnie co mam powiedzieć. Wzięłam głęboki wdech i uznałam, że chamstwo i prostactwo trzeba raczyć inteligencją i kulturą osobistą.
-Wybacz nie wiem kim jesteś. Dziwi mnie dlatego też, że wiesz kim ja jestem. Nikomu nikogo nie próbuję odbić. Myślę, że jednak to Bartek powinien decydować kogo wybrał jeżeli mówimy w tym momencie o ludziach jak o przedmiotach. Mów sobie co chcesz. Nikt Ci nie broni wolny kraj. Tylko taka mała rada. Nie wcinaj się w czyjeś prywatne życie bo ktoś może sobie tego nie życzyć.-zarzuciłam torbę ze sprzętem na ramię i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Na hali pan Magiera już rozgrzewał kibiców. Akurat zdążyłam na wyjście zawodników. Ustawiłam wszystkie funkcje i zaczęłam pstrykać. Widziałam jak Bartek intensywnie mi się przygląda. Kurwa. Jeszcze ta blondynka. Nie Lilka nie przejmuj się nią. Przecież ty nic do niego nie czujesz to co cię to właściwie obchodzi? No właśnie czy ja nic do niego nie czuję? Im częściej zadawałam sobie to pytanie tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że jestem dobra w kłamaniu. Po chwili pojawił się Tomek lekko zdyszany.
-Cześć Lilka.-powiedział i od razu włączył laptopa.
-Cześć.-odpowiedziałam pod nosem i obeszłam boisko ze wszystkich stron żeby porobić różne ujęcia. Już miałam swoje stałe miejsca, z których wychodziły najfajniejsze zdjęcia. Nie od wczoraj w końcu tutaj pracuję. Wyjściowa szóstka: Żygadło, Nowakowski, Możdżonek, Ignaczak, Winiarski i Kubiak. Mecz rozpoczął się na dobre, a Polacy przegrali pierwszego seta. Zirytowany Andrea nie omieszkał równo ich opieprzyć. Trzy następne sety należały już tylko do nas. Wysokie przewagi i efektowne obrony. W trakcie trzeciego seta na boisko wszedł Kurek za Kubiaka i to on został wybrany MVP meczu. Ciekawe za co? Chyba tylko za nazwisko.
-Co robisz dziś wieczorem?-zapytał się mnie Tomek.
-Zapewne będę sama oblewać moją obronę. Kiedy indziej zorganizuję jakąś imprezę i nie licz, że Cię na nią zaproszę.-pokazałam mu język i chytrze się uśmiechnęłam.
-Zapamiętam to sobie.-odgryzł się-A teraz na poważnie Daniela coś organizuje. Idziemy?
-Czemu nie. Tylko muszę się spakować bo jutro już jadę do Kopenhagi.-co we mnie wstąpiło? Zgadzam się gdzieś wyjść z Tomkiem? Do reszty zwariowałam.
-Dobra. Spotkamy się pod redakcjom.-pomachał mi na odchodne.
-Ok.-powiedziałam już sama do siebie.
-Lilka słonko kiedy jedziesz do Kopenhagi i czym?-zapytała się Agnieszka podchodząc do mnie.
-Jutro pociągiem.-odpowiedziałam jej i obydwie zaczęłyśmy kierować się w stronę wyjścia dla mediów i VIP-ów bo Aga nim była.
-Nie ma mowy. Jedziesz jutro ze mną samochodem.
-Aga nie przesadzaj ja mam już zamówione miejsce w pociągu. Zresztą załatwiała mi je moja szefowa. Ja nie jadę tam na wycieczkę i żeby mecze sobie pooglądać tylko jadę tam pracować.
-Oj no to powiedz jej, że przejazd sobie załatwisz na własną rękę.-zaczęła jęczeć.
-Naprawdę bym wola z tobą jechać ale niestety gdybym nie miała nic załatwione to bym pojechała z tobą.
-A tak w ogóle to co robisz dzisiaj wieczorem?-zapytała, godząc się z tym, że z nią nie pojadę.
-Wychodzę z Tomkiem na jakąś imprezę organizowaną przez moją szefową.-podniosłam wzrok i zobaczyłam Bartka stojącego obok tej blondynki. Podpisywał coś ale tylko gdy mnie zobaczył przestał. Wstrzymałam oddech by nie dawać nic po sobie poznać i trochę przyśpieszyłam spuszczając wzrok.
-Co to za dziewczyna?!-doszedł mnie zdenerwowany głos blondynki.
-Nie wiem. Ciekawy kolor włosów.-zaśmiał się, a ja już kompletnie nie wiedziałam którędy iść w tym pieprzonym labiryncie jaki zbudowało mi życie. 



Spoko jeszcze Was trochę pomęczę ta historią :D Może się nie obrazicie : ) Zbliżają się upragnione wakacje to może będę mieć więcej czasu na pisanie to rozdziały zaczną pojawiać się częściej : ) Jak na razie musicie się zadowolić tym co jest : ) 

W wakacje wystartuje pewnie też nowy projekt na który już dzisiaj zapraszam http://mlodosc-to-stan-niewazkosci.blogspot.com/ !

POZDRAWIAM  I  PROSZĘ  O  KOMENTARZE (WŁĄCZYŁAM OPCJĘ DODAWANIA KOMENTARZY ANONIMOWO JAKBY KTOŚ NIE MIAŁ KONTA NA BLOGGERZE) !!!

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 10

-Za chwilę się przewrócę w tych szpilkach.-znowu Marysia ma problem.
-Nie rozmazałam się?-zapytałam się jej, jednocześnie podstawiając jej ramię żeby przypadkiem się nie przewróciła. Nikt jej nie kazał zakładać czternasto-centymetrowych szpilek na maturę. Mogła założyć tak jak ja dwunastki.
-Nie. Idealnie jest.-powiedziała posyłając mi pokrzepiający uśmiech. Ostatnimi czasy stałam się mistrzynią zakrywania wszelkich śladów płaczu na mojej twarzy. Od feralnego wieczoru kiedy Kuba mnie przenocował mam przerąbane z rodzicami. Co z tego, że mam dziewiętnaście lat. Ja i tak mam szlaban. Fajnie, że go przestrzegam. W ciszy doszłyśmy pod nasze piękne liceum. Weszłyśmy do środka i od razu skierowałyśmy się do toalety.
-O kogo my tu mamy.-usłyszałam ten zachrypnięty głos. Głos, którego nie cierpię.
-Ciebie też miło widzieć.-powiedziałam, a z mojej wypowiedzi sarkazm aż kipiał.
-Weź na wstrzymanie. Nic Ci nie zrobiłam. To nie moja wina, że twój chłoptaś wolał starszą.-zaśmiała się nadal patrząc się w lustro.
-Coś jeszcze masz do powiedzenia? A może opowiesz nam jak tam było ostatnio w pracy?-pewnego wieczoru pojechaliśmy z Mańką i Kubą do jednego z wrocławskich klubów i zastaliśmy Ewę mówiąc wprost pod latarnią. Od tego momentu suka chce mnie tylko wkurwić co nie jest najlepszym rozwiązaniem bo gdy przegnie to równie dobrze cała Nysa i okolice mogą mówić o tym gdzie Ewa stoi.
-Stul pysk.-warknęła odwracając się w moją stronę.
-Tak to możesz co najwyżej mówić do swoich klientów. Uważaj sobie na słowa dziwko.-powiedziałam głosem przepełnionym jadem i wszyłam z łazienki. Poszłyśmy razem z Marysią pod aulę gdzie już zbierali się wszyscy maturzyści. Jak tylko skończę pisać matury wyjeżdżam do Gdańska. Z dala od tego całego gówna, które tutaj mnie spotkało. Studia fotograficzne na Uniwersytecie Gdańskim to mój cel. Powysyłam moje CV do paru tamtejszych redakcji i tym samym będę mieć pracę. Oczywiście jak mnie przyjmą. Od czasu tego wydarzenia, którego wolałabym nie wspominać, zaczęłam pracę w restauracji jako kelnerka. Tym samym mam pieniądze na mieszkanie, które już na mnie czeka.
-Zapraszam wszystkich.-powiedziała pani dyrektor, a ja wzięłam głęboki wdech po czym powoli wypuściłam powietrze z płuc. Miałam ochotę zapalić ale już niestety nie zdążę. Maturo nadchodzę!

Dzisiaj jest mojej wyprowadzki. Kuba ma mnie zawieźć i moje rzeczy, których nie mam wcale tak dużo. Umówiłam się z nim na siódmą dlatego też aktualnie zakładam buty i ruszam na spacer. Może to i zły pomysł bo wszystkie wspomnienia powrócą ale nie darowałabym sobie gdybym nie przeszła się po Nysie jeszcze raz. Zarzuciłam na głowę kaptur mojej za dużej bluzy i wolnym krokiem skierowałam się w stronę parku. Przeszłam przez niego, a następnie ruszyłam w stronę rynku. Wszystkie moje ukochane miejsca. Nawet nie zwracałam uwagi na to, że łzy moczą mi policzki. Było to dla mnie już normą. Codziennie chociaż raz musiałam sobie popłakać. Ta cała terapia, którą załatwili mi rodzice nic nie dała. Sama się z tego lepiej wyleczyłam niż z tą całą psycholog. Na sam koniec wracając już do domu przechodziłam przez park. Nogi same zawiodły mnie na „naszą” ławkę. To tutaj poprosił mnie o chodzenie. To tutaj wyznał mi miłość. To tutaj obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi. To tutaj składał te wszystkie puste i nic nie warte obietnice. To tutaj znalazłam list, który mi zostawił po tym jak wyjechał bez słowa. To tutaj przelałam hektolitry łez. To tutaj przesiadywałam godzinami licząc na to, że za chwilę pojawi się w zasięgu mojego wzroku, podejdzie, przytuli, przeprosi. To tutaj wiele razy topiłam moje smutki w butelce wódki czy innego trunku. Teraz siedziałam z podkulonymi kolanami i delikatnie kołysałam się na boki. Łzy spływały po moich policzkach, a ja miałam przed oczyma wszystkie najpiękniejsze chwile spędzone w tym miejscu. Wzięłam dwa głębokie wdechy i wstałam. Ruszyłam w stronę mojego domu nie oglądając się za siebie. Szybko starłam ślady łez i weszłam do mieszkania.
-Mamo jest już Kuba?-zapytałam i weszłam do kuchni.
-Nie ma go.-szybko odpowiedziała. Poszłam do mojego pokoju i zaczęłam znosić walizki i inne kartony ze wszystkimi moimi rzeczami, które chciałam zabrać do Gdańska. Nagle rozdzwonił się mój telefon.
-Halo?-odebrałam.
-No już prawie jestem.-powiedział Kuba i wszedł nagle do środka.
-Cześć Kubuś.-przytuliłam się do niego.
-Cześć Rudzielcu.-zaśmiał się i delikatnie do siebie przytulił-Gotowa?
-Jak jeszcze nigdy wcześniej.-uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Zaczęliśmy wynosić wszystko do samochodu Kuby. Kiedy już wszystko było spakowane poszłam jeszcze raz do mojego pokoju żeby sprawdzić czy na pewno wszystko zabrałam. Jedyne pudło, które zostało to to z rzeczami od Bartka. Nie mogłam się ich pozbyć. Moje wewnętrzne ja mi na to nie pozwalało. Wyciągnęłam je z dna szafy i mocno przycisnęłam do klatki piersiowej. Ostatni raz spojrzałam na mój najukochańszy pokój i przekroczyłam jego próg. Zbiegłam na dół i stanęłam obok Kuby.
-Jeszcze to.-podałam mu pudełko, a ja pożegnałam się z rodzicami. Oczywiście mama się popłakała. No nie powiem, że ja nie. W końcu wyprowadzam się na drugi koniec Polski. Ale na pewno nie będę tego żałować. Przynajmniej nie zamierzam. Wyszłam przed dom, a tam czekała na mnie Marysia. Rzuciłam się jej w ramiona po czym mocno się wyściskałyśmy.
-Poradzisz sobie Lilka. Zawsze sobie radzisz.-wyszeptała.
-Wiem Mańka.-pociągnęłam nosem i odsunęłam się od niej-Do zobaczenia.
-Masz zadzwonić jak tylko dojedziecie.-zagroziła mi, a ja się zaśmiałam.
-Dobrze. Dopiszę Cię do listy. Już parę osób mi kazało dzwonić.-uśmiechnęłam się delikatnie i podeszłam do samochodu Kuby, który już stał i czekał aż tylko wsiądę.
-Jedźcie ostrożnie.-moja mama powtarzała to do znudzenia.
-Kocham Was.-powiedziałam, po czym wsiadłam i ruszyliśmy. Czekała nas długa i męcząca podróż. Tyle godzin w samochodzie po polskich drogach to nic przyjemnego. Na dodatek co chwilę ograniczenia prędkości. Specjalnie wyjechaliśmy z samego rana żeby dotrzeć do Gdańska jeszcze przed zachodem słońca. Plan był taki, że mam przenocować Kubę w moim mieszkaniu, w którym jedynym meblem jest materac. No oczywiście kuchnię i łazienkę mam urządzoną bo to już wcześniej sobie załatwiłam jednak aktualnie brak środków na koncie nie pozwala mi na dalsze urządzanie. Przez pierwszą godzinę nie odzywaliśmy się do siebie w ogóle. Ja siedziałam zapatrzona w to co mijaliśmy, a Jarski skupiony był na drodze. Dodatkowo zaczęło padać co tylko jeszcze bardziej niszczyło wizję szybkiego dotarcia do celu. Przytłaczająca pogoda tylko pomogła mi w zaśnięciu. Kiedy się obudziłam za oknem nadal padał deszcz, a samochód stał na stacji benzynowej. Akurat wsiadał Kuba.
-Jeżeli masz potrzebę skorzystania z toalety to leć teraz. Są w miarę cywilizowane warunki.-powiedział, a ja szybko wyskoczyłam z wygodnego i ciepłego samochodu i skierowałam się w stronę toalety. Po załatwieniu swojej potrzeby wróciłam do auta.
-Gotowa.-zapięłam pas zdjęłam buty, po czym usadowiłam się po turecku.
-Już chwilka.-powiedział pisząc smsa.
-Agnieszka?-zapytałam poruszając brwiami. W odpowiedzi dostałam tylko piorunujące spojrzenie co jednocześnie oznaczało, że to jednak Aga. Agnieszka jest to boska brunetka, która zawróciła w głowie naszemu Rudzielcowi. Dziewczyna jest czirliderką i podobno jak Jarski ją zaprosił pierwszy raz na kawę to mu odmówiła. Śmiałam się z niego, że to przez to, że jest rudy. Zawsze mi odpowiadał, że siedzimy w tym razem. Jarski skończył namiętnie wymieniać smsy, odłożył telefon i ruszył w dalszą drogę. Tym razem zaczęliśmy sobie trochę śpiewać i wygłupiać się przy piosenkach , które leciały w radiu. Rozmowa zaczęła nam się kleić i tak już do samego celu naszej podróży. Oczywiście mieliśmy jeszcze parę przystanków na toaletę chociażby czy też na pyszny obiad w McDonaldzie. Nawet nie zauważyłam kiedy minęliśmy znak informujący o tym, że wjechaliśmy do Gdańska. Nawigacja doprowadziła nas pod samo osiedle. Byłam tutaj już jak wybierałam to mieszkanie i podpisywałam umowę więc już z własnymi kluczami weszłam do środka. Niesamowite. Mam swoje własne mieszanie. Nad morzem. W Gdańsku. Całe życie mieszkałam w Nysie i najdalej to do Wrocławia się wybierałam. Nareszcie będę mogła samodzielnie o wszystkim decydować. Zaczęliśmy z Kubą wnosić do środka moje rzeczy. Od razu pusta przestrzeń salonu jakoś się tak skurczyła. Kiedy wszystkie kartony, walizki, torby czy inne plecaki usiadłam na jednym z kartonów i rozejrzałam się dookoła.
-No Mała to teraz może ja się będę zbierał, a ty sobie z tym wszystkim powalczysz.-powiedział Kuba stając przede mną tym samym przytłaczając mnie swoim wzrostem. Jeszcze rudzielec jeden celowo powiedział do mnie Mała.
-Przecież miałeś spać u mnie.-odpowiedziałam zdziwiona jego zmianą planów.
-Miałem, ale i tak sama będziesz spać na materacu. Ja zacznę jechać w stronę Kędzierzyna i zatrzymam się pewnie gdzieś po drodze.-powiedział, a ja już wiedziałam, że nie chce powiedzieć, że zatrzyma się po prostu w Bełchatowie. Doskonale wiedział, że to sprawiło by mi ból. Doskonale wiedział, że domyślam się co przez to chciał powiedzieć.
-Dobra Kubuś.-powiedziałam, szybko wstałam i odprowadziłam go do drzwi.
-Ale nie masz mi tego za złe?-zapytał.
-Oj przestań Kubusiu.-przytuliłam się do jego ciepłego ciała.
-No dobra Mała do zobaczenia.-odkleił się ode mnie, a ja już czułam, że mam oczy pełne łez.
-No idź już!-wypchnęłam go za drzwi, po czym zatrzasnęłam je i przekręciłam zasuwkę. Oparłam się plecami o nie i zaczęłam płakać. Po dziesięciu minutach wstałam i podeszłam do okna. Tak więc witam w dorosłym życiu. Oj będzie ciekawie.



No to ostatni z przeszłości. Teraz już tylko takie z teraźniejszości : )

Możecie zadawać pytania http://ask.fm/JestemHarolda : )

POZDRAWIAM  I  PROSZĘ  O  KOMENTARZE (WŁĄCZYŁAM OPCJĘ DODAWANIA KOMENTARZY ANONIMOWO JAKBY KTOŚ NIE MIAŁ KONTA NA BLOGGERZE) !!!