listopad
2013
-Weź zrób to jeszcze raz.-krzyknęłam i przygotowałam się do
złapania idealnego momentu gdy mój model serwował.
-Zamęczysz mnie.-zaśmiał się z drugiego końca boiska Łomacz,
który jak na profesjonalistę przystało wykonywał swoje zadanie
perfekcyjnie.
-Nie marudź. Ostanie ujęcie.-podrzucił wysoko piłkę po czym
uderzył w nią z całej siły.
-Mamy to!-krzyknęłam uradowana.
-Nareszcie.-w jego jęku też było słychać tą radość.
-Nie moja wina, że zostałeś na koniec, a koledzy Cię nie lubią i
nie chcieli na Ciebie poczekać.-zaśmiałam się i zabrałam się za
zbieranie całego sprzętu. W tym sezonie to ja wykonywałam zdjęcia
do kalendarza i na inne gadżety z Lotosem. Taki to zaszczyt mnie
kopnął. Grzesiek powlókł się do szatni, a ja dokończyłam
sprzątanie. Stoliki, krzesełka i inne pierdoły to niech oni sobie
sami sprzątają. Założyłam sweterek oraz płaszczyk i zabierając
moje rzeczy wyszłam z hali. Mroźne powietrze listopada od razu mnie
zaatakowało. Poprawiłam spadając torbę na ramieniu i wcisnęłam
dłonie do kieszeni płaszczyka. Nienawidzę takiej pogody. Jeżeli
już ma być zimno to niech chociaż pada śnieg. A nie jakaś taka
nie wiadomo jaka jest ta pogoda. Było już grubo po dwudziestej więc
wszędzie dookoła ciemno. Struż nawet nie włączył lamp na
osiedlu. Leń! Jednak mimo to udało mi się trafić do mojej klatki.
Pchnęłam ciężkie drzwi i od razu milej się zrobiło jak nie wiał
ten okropny wiatr. Wbiłam kod i weszłam dalej. Mieszkanie na
czwartym piętrze zdecydowanie wymaga użycia windy. Zwłaszcza po
pracowitym i męczącym dniu. W windzie zaczęłam już rozpinać
guziki płaszczyka i szukać kluczy. Wyszłam z mojego
klaustrofobicznego pomieszczenia, do którego mam traumę od pewnego
czasu i od razu automatycznie zapaliło się światło w holu.
-No i co tak razisz biednego człowieka po oczach?-odezwał się tak
kochany przeze mnie głos. Od razu postawiłam na podłodze torbę i
rzuciłam mu się na niego.
-Co ty tutaj robisz?-zapytałam wtulając głowę w jego szyję.
-Robię Ci niespodziankę.-zaśmiał się-Może jednak wejdziemy do
środka i tak się należycie przywitamy?
-Jasne.-szybko rzuciłam i złapałam jego twarz w moje małe dłonie.
Lekko potarłam kciukami jego policzki i mocno wpiłam się w jego
usta. Szybko odwzajemnił pocałunek. Nasze języki zaczęły walczyć
o dominację.
-Teraz możemy wejść.-powiedziałam kiedy skończyliśmy się
całować. Złapałam jego dłoń i pociągnęłam w stronę drzwi.
Szybko podniosłam upuszczone przeze mnie torby i otworzyłam drzwi.
Bartek również wciągnął swoją małą walizkę. Odstawiłam je
na szafkę przy wejściu po czym zdjęłam buty i płaszczyk. Bartek
zrobił to samo i szybko pobiegł do łazienki. Parsknęłam pod
nosem i sama poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę bo ten
krótki spacerek trochę mnie zmroził i raczej będę musiała być
żywa. W sumie to co on tutaj robi. Przecież klub na pewno nie dał
mu od tak przylecieć do Polski. Usiadłam na krześle przy stole i
czekałam aż czajnik da znać, że woda się ugotowała. W tym samym
czasie do środka wszedł Bartek.
-Kocie co ty tutaj tak właściwie robisz?-zapytałam zaciekawiona
przyglądając mu się gdy otwierał lodówkę. Wiecznie głodne
zwierzę.
-Przyleciałem zrobić ci niespodziankę. Nie cieszysz się?-zapytał
odwracając się i jedząc kabanosa.
-Cieszę się oczywiście, że się cieszę. Ale to raczej dziwne, że
klub dał Ci tak po prostu wolne w środku sezonu.-powiedziałam
wstając i wyciągając z lodówki garnek z moim ugotowanym wcześniej
obiadem. Od razu mu się oczy zaświeciły.
-Dwa dni wolnego dostaliśmy po ostatnim zwycięstwie w Lidze
Mistrzów. Więc od razu wieczorem postanowiłem przylecieć.
Mieliśmy tylko poranny trening. Więc odwiedzam Ciebie i jeszcze do
rodziców wpadnę, a że mówiłaś ostatnio jak rozmawialiśmy, że
też musisz odwiedzić Wrocław to pojedziemy tam od razu jutro.
-Skąd masz samochód?-zapytałam biorąc kubek z magicznym płynem.
-Bo przecież ostatnim razem zostawiłem go u Kuby.-zamieszał w
garnku z gulaszem.
-A no tak.-wyjęłam dwa talerze z szafki i postawiłam na stole-Mam
rozumieć, że żołądek przywarł Ci do kręgosłupa?
-Dokładnie.-zaśmiał się. Zjedliśmy ciepły posiłek i razem
posprzątaliśmy. Usiedliśmy na kanapie w salonie i raczyliśmy się
lampką wina. Cały Kurek. Nie mógł nie przywieźć przecież
włoskiego wina kiedy mnie odwiedza. Oparłam głowę wygodnie na
jego klatce, a on odstawił nasze kieliszki na ławę. Film, który
włączyliśmy był bardzo usypiający bo mimo wielkich chęci i
podjęcia walki z moimi powiekami nie udało mi się wygrać. Opadły
bezwładnie i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
-Nareszcie dojeżdżamy.-westchnęłam zadowolona wyglądając zza
okno.
-Chyba ktoś dawno tutaj nie był.-zaśmiał się Bartek i zatrzymał
swój wielki samochód na światłach.
-Tak ostatni raz po ME tutaj byłam. To wcale nie tak dawno. No i
niedługo znowu tutaj będę bo święta się zbliżają więc to
grzech nie spędzić ich z rodzicami.-powiedziałam wyciągając
okulary przeciwsłoneczne bo nareszcie wyszło słońca zza grubych
chmur.
-Ciekawe jak tam klub da nam wolne jeżeli w ogóle da. Może jeden
dzień chociaż albo dwa bo też bym chciał spędzić te święta z
rodziną.-westchnął i ruszył dalej. Wyciągnęłam i jego okulary
bo przecież nic nie powie, a oczy będzie mrużył i jeszcze nas
zabije jak go oślepi to słońce i nie zauważy czegoś. Chociaż po
tym samochodzie to musiałby czołg przejechać żeby go zgnieść.
Po dwudziestu minutach byliśmy we wrocławskim mieszkaniu Bartka.
Mieliśmy prosto jechać do Wałbrzycha gdzie teraz mieszkają
rodzice Bartka ale on się uparł, że koniecznie musimy wstąpić bo
przecież kwiatki musi podlać. Nie wiem po co mu kwiatki jak on
tutaj mieszka może z miesiąc w ciągu roku jak tak zsumować te
wszystkie dni takie jak ten. Powiedział, że nie muszę wysiadać z
samochodu więc tylko przeszłam dwa kroki po parkingu żeby
rozprostować kości po długiej podróży. Wyciągnęłam telefon i
wybrałam numer Mańki.
-Siema Ruda! Co jest?-zapytała od razu. To podobno ja mam
nieskończenie wiele energii i jestem szalona.
-Siema Blondi! Wszystko w porządku. Jesteśmy we Wrocławiu z
Bartkiem. Za chwilę ruszamy do Wałbrzycha do jego
rodziców.-powiedziałam poprawiając grzywkę. Ona natomiast wydała
z siebie dziwny pisk.
-Mój Boże! Jak ja się cieszę, że w końcu wam się ułożyło!
Mówię Ci teraz będzie już tylko lepiej!
-Gorzej już być nie może bo było naprawdę
beznadziejnie.-zaśmiałam się. Jednak coś tam na dnie mojego serca
nadal bolało. Ruszyłam z powrotem w stronę samochodu bo Bartek
wypadł z klatki schodowej.
-Oj było.-dołączyła do mnie-A zostajecie tam na noc czy wracacie
i robimy jakiś wypad do klubu?
-Nie wiem co on zaplanował ale jeszcze jutro odwiedzamy moich
rodziców, a potem odstawiam go na lotnisko i jestem znowu wolna.
-Powiem wszystko Kurasiowi!-zaśmiała się-To jak już się go
pozbędziesz to masz do mnie wpaść, a teraz muszę kończyć.
Pozdrów tego idiotę. Do zobaczenia. Pamiętaj teraz będzie już
tylko lepiej!-serio kretynka.
-Pa.-wysłałam jej buziaka i rozłączyłam się. Zapięłam pas i
uśmiechnęłam się pod nosem.
-Maryśka Cię pozdrawia.-powiedziałam odwracając wzrok w jego
stronę.
-Oh jaki zaszczyt mnie kopnął.-zaśmiał się. W wesołej
atmosferze dojechaliśmy do domu państwa Kurek. Wysiadłam i
podeszłam do Bartka, który już dzwonił do drzwi. Zarówno jego
jak i moi rodzice bardzo ucieszyli się na wiadomość, że znowu
jesteśmy ze sobą. Cóż moje stosunki z rodzicami już od pewnego
czasu są coraz lepsze. Drzwi otworzyła nam pani Kurek.
-Ohh Bartek! Lilianna!-od razu nas uściskała.
-Cześć mamo.-zaśmiał się Bartek kiedy kobieta wisiała mu na
szyi i składała mamusiowate buziaki na jego głowie. Musiał się
chłopak trochę zniżyć chociaż i tak nie tak bardzo jak wtedy
kiedy chce mnie pocałować.
-Dzień dobry.-przywitałam się, a ona również mnie uściskała.
-Dobra chodźcie do środka. Tata pojechał po Kubę do szkoły bo są
zwolnieni dzisiaj o dziesiątej nie wiedzieć czemu.-tak Bartek
uznał, że wyjedziemy w środku nocy żeby móc spędzić tutaj jak
najwięcej czasu-Macie szczęście bo upiekłam dzisiaj ciasto, a na
pewno jesteście głodni.
-O tak.-powiedział Bartek, któremu od razu na słowo ciasto
zaświeciły się oczy. Po pięciu minutach do domu wpadł Kuba wraz
z panem Kurkiem. Znowu było witanie się. Kuba to w sumie niewiele
wie o tym co przeszliśmy ale strasznie się cieszy, że Bartek teraz
przyprowadza mnie, a nie Natalię. Nie omieszkał się tego nie
powiedzieć zajadając się pysznym ciastem pani Iwony za co dostał
porządnie od Bartka w głowę. Kochane rodzeństwo. Po wczesnym
deserze my kobiety udałyśmy się do kuchni by zacząć gotować
obiad. Podczas wspólnego gotowania udało mi się zdobyć przepis na
to pyszne ciasto. Około trzeciej ktoś zadzwonił do drzwi. Pani
Iwona wyszła z kuchni, a ja zostałam sama. Pilnowałam żeby nic
nie wykipiało. Strasznie było tutaj brudno więc zaczęłam
sprzątać przecież nie będę bezczynnie stać.
-Lilka chodź na chwilę.-powiedział najmłodszy Kurek wtykając
głowę przez drzwi.
-Już idę.-powiedziałam myjąc ręce, a następnie wycierając je i
zdejmując fartuszek. Weszłam do salonu i stanęłam jak wryta. Co
tutaj się do cholery dzieje? Co tutaj robią moi rodzice? Dlaczego
oni wszyscy są tak odświętnie ubrani? I dlaczego Bartek jest w
garniaku? W moich oczach od razu stanęły łzy. Z szoku zakryłam
dłonią usta i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Bartek
podszedł do mnie cały się trzęsąc ze zdenerwowania i uklęknął
przede mną. Wyciągnął z kieszeni małe, czerwone pudełeczko i
otworzył je. W środku był piękny pierścionek.
-Lilianno czy wyjdziesz za mnie?-zapytał drżącym głosem, a ja
pokiwałam głową bo nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
Wsunął pierścionek na mój palec, a ja rzuciłam się na jego
szyję. Wstał i zaczęliśmy się całować. Usłyszeliśmy głośne
brawa. Oderwałam się od niego i patrząc się prosto w jego
niebieskie tęczówki wyszeptałam.
-Kocham Cię.
-Kocham Cię.-powtórzył i ponownie mnie pocałował.
-Dlaczego dzisiaj?-zapytałam kiedy leżeliśmy już w łóżku.
Oparłam brodę na jego klatce piersiowej i przyglądałam się jego
twarzy.
-Bo tego samego dnia parę lat temu zapytałem się ciebie czy
będziesz moją dziewczyną.-powiedział. Łał. Nigdy w życiu bym
tego nie zapamiętała. Jak on to zrobił? Cóż Maryśka na pewno
maczała w tym palce. Chociaż było to tak dawno to pamiętam ten
moment jak przez mgłę. Jednak zaimponował mi tym. Jestem taka
szczęśliwa, że mam u boku mężczyznę mojego życia. Za nic w
świecie z nikim bym się nie zamieniła. Ja już się nacierpiałam
swoje w życiu. Więcej nie zamierzam.
-Nigdy bym na to nie wpadała.-powiedziałam z uśmiechem na ustach.
-No widzisz. Jednak nie jestem takim ostatnim kretynem.-powiedział i
złożył na moim ustach delikatny pocałunek.
-Jesteś.-zaśmiałam się-To się akurat nie zmieni do końca
naszych dni.
-Pożałujesz tego Mała.-zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać.
Od razu zaczęłam wić się jak opętana i błagać o litość.
-Kretyn.-podsumowałam jak tylko mi odpuścił.
-Kretynka.-odgryzł się i pokazał mi język.
-Kocham Cię.-zaśmiałam się.
-Kocham Cię.-znowu mnie pocałował.
listopad
2014
-Bartek ile razy Cię prosiłam żebyś nie pił prosto z
butelki?-zapytałam i zgięłam się w pół. Cholera chyba nasze
dzieci mają siłę po tatusiu bo jak kopną to wytrzymać nie idzie.
-Lilka co powiesz na to żeby przyjechali do nas nasi rodzice na
święta?-zapytał winowajca siadając przy stole.
-Mamy jeszcze miesiąc do świąt ja bym wolała żeby nasze dzieci
tak nie kopały i już bym chciała trzymać rękach, a nie w
brzuchu.-powiedziałam ponownie chwytając się za mój pokaźnych
rozmiarów brzuch ciążowy. Trudno żeby nie był pokaźnych
rozmiarów jak za tydzień mam termin oraz noszę ciążę
bliźniaczą.
-Na pewno tylko kopią?-zapytał nagle robiąc cały biały na
twarzy.
-O mamusiu.-położyłam ponownie moje dłonie na brzuchu-W sypialni
mam torbę. Jedziemy do szpitala ja rodzę.-przez chwilę zrobiło mi
się ciemno przed oczami ale szybko się opanowałam. Być może to
tylko fałszywy alarm. Wstałam i powoli doczłapałam się do
przedpokoju gdzie założyłam buty i ubrałam się w kurtkę.
-Jakie maleństwa.-Kuba usiadł na naszym łóżku obok Filipka i
Anastazji.
-Tak to już jest jak się ma niecały miesiąc.-zaśmiałam się i
poczochrałam mu fryzurę. Bartek objął mnie swoimi długimi
ramionami w pasie i pocałował w czubek głowy.
-Ale kiedyś urosną i będę mógł je zabawiać jako dobry
wujek.-ucieszył się i dotknął delikatnie rączki Filipa. Moje
maleństwa ubrane były odpowiednio Filipek w niebieskie, a Anastazja
w różowe body. W końcu dzisiaj Wigilia, a my spędzamy ją w dużym
rodzinnym gronie we Włoszech gdzie Bartek ma aktualnie kontrakt.
Kocham go. Kocham moje kruszynki. Kocham całą moją rodzinę.
Kocham życie. Mogę spokojnie powiedzieć, że jestem
najszczęśliwszą osobą na świecie bo mam dla kogo żyć.
~ Ze szczęściem
czasami bywa tak jak z okularami, szuka się ich, a one siedzą na
nosie. ~
~ Phil Bosmans ~
Przepraszam za obsuwę ale nie miałam niestety czasu, a kiedy już chciałam dodać zepsuł mi się internet więc nie miałam najzwyczajniej jak go dodać.
Ale dzisiaj już dodaję!
Chciałam Wam bardzo serdecznie podziękować za to, że tutaj byłyście, czytałyście, komentowałyście <3 Kocham Was najmocniej na świecie <3
Po raz ostatni napiszcie co sądzicie o całym blogu nie tylko o epilogu ;)
Zapraszam na nowego bloga :) http://mlodosc-to-stan-niewazkosci.blogspot.com/
Pozdrawiam i całuję panna :*